Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do dziś nie ma winnych śmierci mojego męża

Karolina Jurek
Danuta Suchodolska nie może pogodzić się z faktem,  że winny śmierci jej męża za nią nie  odpowiedział
Danuta Suchodolska nie może pogodzić się z faktem, że winny śmierci jej męża za nią nie odpowiedział fot. Karolina Jurek
Wdowa po tragicznie zmarłym Ryszardzie Suchodolskim chce, aby przed sądem odpowiedzieli winni jego śmierci

Niedługo minie rok odkąd Danuta Suchodolska została wdową. Jej mąż Ryszard zginął w tragicznych okolicznościach podczas prac na wysokościach. Pani Danuta nie może się jednak pogodzić z decyzją prokuratury, która umorzyła dochodzenie w sprawie śmierci pana Ryszarda, wskazując na to, że był to nieszczęśliwy wypadek i niedopełnienie zasad bezpieczeństwa przez niego samego. Kobieta upiera się, że to nie jej mąż zaniechał obowiązków, a jego pracodawca, który według Suchodolskiej zatrudnił jej męża bez umowy, niezbędnych badań, a przede wszystkim nie zapewnił szelek bezpieczeństwa.

On na to nie zasłużył
Pani Danuta doskonale pamięta dzień, w którym widziała męża po raz ostatni i kiedy dowiedziała się o tym, co się stało. Do tragedii doszło w połowie maja tuż po godzinie 10. Pan Ryszard na budowie w Oleśnicy pracował od kwietnia. - Pracę polecił mu zaufany kolega. Wiedzieliśmy jednak, że to nie będzie praca na umowę - mówi pani Danuta i dodaje, że jej mąż już nieraz miał do czynienia z budowlanką. - Był bardzo dobrym i mądrym człowiekiem - mówi ze łzami w oczach. - Nie zasłużył na taką śmierć - dodaje.

Sprzeczne zdania
Tuż po tragedii pojawiły się głosy, że pracownicy remontujący dach na jednym z oleśnickich osiedli nie mieli odpowiednich zabezpieczeń. Mówili tak m.in. mieszkańcy okolicznych bloków. Tego samego zdania jest wdowa po Ryszardzie Suchodolskim, która dodaje, że mąż wielokrotnie opowiadał jej, że pracują bez szelek i linek zabezpieczających.

- Truchlałam na samą myśl, ale wierzyłam, że będzie ostrożny na tym dachu - mówi kobieta i dodaje, że tuż po tragicznym zdarzeniu okazało się, że na placu budowy są wszelkie zabezpieczenia niezbędne do pracy na wysokościach. Mowa o nich była również podczas zeznań świadków - dwóch kolegów pana Ryszarda, z którymi pracował. - Około godziny 10 po zdjęciu szelek udaliśmy się na przerwę śniadaniową - mówił śledczym Roman Z., kolega pana Ryszarda, który widział moment upadku mężczyzny na chodnik.

Śmierć po przerwie
Do tragedii doszło właśnie po tej przerwie, kiedy mężczyźni z jednej części strychu przechodzili na drugą tuż przy murku ogniowym, aby założyć szelki i dalej pracować. Tę drogę mieli pokonywać codziennie . - Tak mówią zeznania dwóch pracowników, ale ja się upieram, że nie było żadnych szelek, a ktoś podrzucił je kiedy Rysiek leżał już na dole. Od momentu upadku do momentu przyjazdu służb minęło dużo czasu - mówi poruszona pani Danuta, która o tragedii dowiedziała się około godz. 16.

- Przyjechał do mnie do domu policjant i informację o śmierci męża przekazał mnie i dzieciom, odczytując z kartki - opowiada Suchodolska. - Zaraz po tym kazał przyjechać po jego samochód i rzeczy, a w nich nie było portfela męża z dokumentami.

O tym, że przedsiębiorca z Oleśnicy miałby problemy gdyby okazało się, że Ryszard Suchodolski pracował u niego bez umowy i odpowiednich badań wie każdy pracodawca. Jednak jak się okazuje podczas kontroli przeprowadzonej przez Okręgowy Inspektorat Pracy pracodawca przedstawił umowę zlecenie poszkodowanego oraz zaświadczenie lekarskie wraz ze zgłoszeniem do ubezpieczenia społecznego.

To nie jego podpis?
- A może ktoś sfałszował dokumenty? - pyta załamana kobieta, która dodaje również, że przedsiębiorca nie chciał pokazać tej umowy mimo próśb adwokatki wdowy. - Walczę o sprawiedliwość. Ale to jak walka z wiatrakami - mówi kobieta.
Pracodawca tragicznie zmarłego Ryszarda Suchodolskiego w tej sprawie nie ma sobie nic do zarzucenia. - Bardzo współczuję rodzinie zmarłego - mówi tylko.

Okręgowa inspekcja pracy

Agata Kostyk-Lewandowska, rzecznik OIP przyznaje, że pan Ryszard nie był pracownikiem w oleśnickim przedsiębiorstwie. Miał umowę zlecenie, a na budowie świadczył pracę trzeci dzień. Do ubezpieczenia społecznego został zgłoszony natomiast w dniu wypadku. - To zgodne z prawem, bo na to jest czas 7 dni od powierzenia prac - mówi rzeczniczka i dodaje, że w trakcie czynności kontrolnych stwierdzono nieprawidłowości w zakresie bhp, które miały wpływ na zaistnienie wypadku pana Ryszarda. Inspektor pracy ukarał osobę odpowiedzialną za stwierdzone nieprawidłowości karą grzywny nałożoną w drodze mandatu. Informacja na kogo nałożono mandat nie jest publiczna.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto