Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oleśnica: Tomasz Idziorek - ikona Pogoni

Bartłomiej Kowalczyk
fot. Grzegorz Kijakowski/Oleśniczanin
To jeden z najbardziej rozpoznawanych piłkarzy w Oleśnicy. Popularny „Idzior”, który od 30 lat związany jest z Pogonią, opowiada Bartłomiejowi Kowalczykowi swoją piłkarską historię

Panie Tomaszu, jakie to uczucie spędzić w jednym klubie aż trzy dekady?
Cały ten czas wspominam fantastycznie. Zadomowiłem się tu i pomimo różnych trudnych spraw, zawsze lubiłem to miejsce. Ten stadion, to otoczenie, możliwość reprezentowania barw miasta przy wspaniałym dopingu kibiców. Tu przez cały okres było prawie, jak w rodzinie. A, że wiadomo w każdej rodzinie są niesnaski... Jednak reasumując wspominam ten okres bardzo przyjemnie.
Pamięta Pan swoje pierwsze, piłkarskie sukcesy?
Tak to były czasy , kiedy występowałem w juniorach. Mieliśmy fantastyczną grupę ludzi, potrafiliśmy wygrywać ligę juniorów województwa wrocławskiego (w tym czasie w juniorach Pogoni grali chociażby Adam Maciejewski i Andrzej Szczypkowski przyp. red.) Świetny zespół wyselekcjonowany przez trenera, tworzył podwaliny potem pod zespół seniorski. Otarliśmy się nawet o mistrzostwa Polski juniorów, ale niestety przegraliśmy baraże z Zagłębiem Lubin. Tworzyliśmy razem zgraną paczkę. Na boisku i poza nim.
Lata 80 to okres wielkich bramkarzy. W Polsce wszyscy zachwycali się Józefem Młynarczykiem, na świecie brylowali Dino Zoff, Rinat Dasajew czy Thomas N’Kono. Czy któryś z nich był dla Pana idolem?
Jeśli miałbym wymienić tych, którzy mi imponowali to bardzo podobała mi się gra Józefa Młynarczyka. Wtedy znakomitymi golkiperami byli także Jean- Marrie Pfaff, Harald Schumacher czy Peter Shilton, ale mimo wszystko najbardziej ceniłem naszego brązowego medalistę z mistrzostw świata w Hiszpanii z 1982 roku. Muszę też dodać, że wtedy nie było takiego dostępu do wszystkich lig jaki mamy dzisiaj, Internet, telewizje cyfrowe.
Pierwsza połowa lat 90’ to największe sukcesy Pogoni, Miał Pan wówczas 24 lata, ożenił się. Jak udało ci się godzić, życie prywatne, pracę z doskonałymi występami na murawie?
Trzeba było umieć poukładać sobie wszystkie sprawy. Ja bardzo chciałbym podziękować mojej małżonce i najbliższym za wytrwałość i wspieranie mnie. Wiadomo intensywność treningów była dość spora, do tego dochodziły wyjazdy. Było dużo kompromisów, ponieważ razem z sesjami treningowymi i meczami, składało się na to czasem 5 lub 6 dni w tygodniu. Do tego wspomagałem rodziców przy prowadzeniu kwiaciarni, a dziś wraz z żoną kontynuujemy ten interes. Dzięki rodzinie miałem jednak ten komfort, że mogłem regularnie trenować i grać.
II liga to już wyjazdy po całym kraju – Wronki, Bydgoszcz, Kraków, Wodzisław, Bytom, Gdańsk, Konin. Co wtedy zmieniło się w Pańskim życiu?
Na pewno inaczej spojrzałem na futbol, miałem okazje zobaczyć jak działają duże ośrodki sportowe, cała infrastruktura. Zobaczyłem jak funkcjonują duże kluby, na wysokim poziomie i dodatkowo mogłem zwiedzić wiele miejsc w kraju. To dodawało mi jeszcze więcej motywacji do pracy, aby być jeszcze lepszym i dać z siebie jeszcze więcej.
Czy mógłby Pan przybliżyć sytuację związaną z historycznym osiągnięciem, jakim niewątpliwie był półfinał Pucharu Polski w sezonie 1995-1996? Mieliście na rozkładzie takie firmy jak Śląsk Wrocław, Ślęzę Wrocław, Olimpię Poznań, Lecha Poznań, Lechię Gdańsk i nieśmiertelny pojedynek z Górnikiem Zabrze. Jak to możliwe, że potrafiliście sprawić tyle niespodzianek? Co było największym atutem tamtej Pogoni ?
Do każdego meczu podchodziliśmy niezwykle skoncentrowani. Puchar Polski ma to do siebie, że często faworyci poważniej traktowali rozgrywki ligowe niż pucharowe. Natomiast my byliśmy zawsze przygotowani na 200 %, każdy mecz był inny, każdy przeżywaliśmy inaczej. Potrafiliśmy wykorzystywać tą małą nadzieję, która nie przekreśla szans słabszych zespołów z faworytem. Prasa zarówno ogólnopolska jak i regionalna coraz bardziej pompowały balon. Myślę, że w Chorzowie presja nie spętała nam nóg, jednak na naszym obiekcie na pewno ten mecz wyglądałby inaczej. Pragnę jednak bardzo podziękować kibicom, którzy nie dość, że wspierali nas na miejscu, to jeszcze liczną grupą jeździli za nami po Polsce. Mieliśmy niesamowity kolektyw, każdy z zawodników zostawiał całe zdrowie na murawie, pewnie odbiegaliśmy od tych zespołów taktycznie i technicznie, ale nadrabialiśmy pasją do gry i zaangażowaniem.

Wracając jeszcze na moment do gry na zapleczu I ligi (wówczas nie było ekstraklasy). Czy budżet i infrastruktura nie pozwoliły na utrzymanie się w II lidze?
Często jako beniaminek płaciliśmy frycowe. Chociaż prasa i inni trenerzy chwalili nas, że mamy solidny zespół, to jednak nie potrafiliśmy zawsze przekuć tego na wynik. Aczkolwiek byliśmy najprawdopodobniej jedyną drużyną amatorską w tej klasie rozgrywkowej.

Miał Pan już doświadczenia zarówno pucharowe jak i ligowe. Czy nie chciał Pan spróbować swoich sił w innym klubie, w innym otoczeniu?
Żeby nie popaść w marazm, w przerwach między rundami starałem się przygotowywać i jeździć na testy do innych ośrodków treningowych. Próbowałem w Gawinie, miałem okazje trenować w Ślęzie, czy Śląsku Wrocław pod batutą Wojciecha Łazarka. Były też testy w Zagłębiu Lubin. Nigdy jednak nie doszło do żadnego transferu. Najprawdopodobniej kluby nie potrafiły się dogadać, a jak wiadomo wtedy nie było jeszcze Prawa Bosmana, żeby po wygaśnięciu kontraktu mieć wolną rękę.
Jakby Pan ocenił ostatnią dekadę oleśnickiej Pogoni?
Był to okres wielu transferów, roszad w składzie, jednak brakowało spektakularnych sukcesów, zatem nie wszystkie pomysły były dobre.
Jak się czuł Tomasz Idziorek, kiedy seniorska drużyna Pogoni zniknęła z piłkarskiej mapy Polski?
To była dla mnie najboleśniejsza sytuacja w ciągu całej mojej przygody z piłką. Poświęciłem temu klubowi sporo swojego życia. Mało tego, na honor i tradycje tego klubu pracowało przez lata wielu działaczy, zawodników, trenerów. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić.
A czy wy piłkarze macie sobie coś do zarzucenia?
My wykonywaliśmy to co do nas należało, uczestniczyliśmy w treningach, wywiązywaliśmy się ze swoich obowiązków. My jako piłkarze nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Ciężko było namówić Tomasza Idziorka i resztę „starej gwardii” do odbudowy marki Pogoni w klasie okręgowej?
Jeśli chodzi o mnie, to ani przez chwilę się nie wahałem. Od razu zgłosiłem akces, a reszta także chciała wspomóc klub.
Jak się Panu wydaje, dlaczego jest taki kłopot z frekwencją na meczach MKS-u? Czy ludzie się zrazili do klubu, czy w ogóle do piłki. Wyjątkiem był mecz z Środą Śląską, gdzie mimo rzęsistego deszczu było ponad 700 osób…
Ludzie nie traktują już tego jako piłkarskiego święta. To stało się jakby powszechne. Dodatkowo część kibiców odciągają też inne dyscypliny sportowe. Większość fanów chce jednak przychodzić na futbol widowiskowy, atrakcyjny, ale kiedy najważniejszy jest wynik to nie jest łatwo to pogodzić. Chociaż może większe piłkarskie firmy, bardziej zachęciłyby kibiców do przyjścia na stadion.
Chciałbym także poznać zdanie ojca na temat talentu i umiejętności syna. Jak sądzi Pan, czy Sebastian ma zadatki na bramkarza, który może grać w I lidze lub Ekstraklasie?
Sebastian musi mieć przede wszystkim chęci do ciężkiej pracy. Dodatkowo uważam, że jest mu trochę łatwiej niż mnie wtedy, bo ja nawet nie miałem rękawic bramkarskich jak zaczynałem. On ma już dziś profesjonalny sprzęt i widzę, że zależy mu bardzo, aby wciąż się rozwijać. Ma charakter i to jest bardzo ważne.
Są jakieś poza piłkarskie zainteresowania Tomasza Idziorka?
Nie ma na nie zbyt wiele czasu, ale w wolnych chwilach lubię majsterkować, a moją drugą pasją jest polski speedway. Od dziecka uwielbiałem oglądać jak rozwija się ten sport w naszym kraju, jak skupia znane nazwiska, cały marketing. Fascynujące jest to, że w naszym kraju jest akurat czołowa liga świata na żużlu.
Nie pytam jeszcze ile będzie Pan grał, bo nadal widzę, z jaką pasją i profesjonalizmem podchodzi Pan do swojej profesji. Istotne jest jednak to, że przeżył Pan w klubie, aż 4 prezesów (Winnicki, Salik, Gajęcki, Rogala) teraz 5 - Filip Potycz. Czy chciałby Pan pokrótce wspomnieć każdego z nich?
Chyba jednak się nie odważę (śmiech), ale ciekawe jest, że tylu prezesów miałem okazję poznać w czasie gry w MKS-ie, a kierownik był tylko jeden. Dlatego bardzo serdecznie chciałbym podziękować Zenonowi Olewińskiemu, że tyle lat jest z nami i dba o cały zespół, sprzęt i murawę.

Kilka faktów

30 lat w bramce Pogoni Oleśnica
Ponad 700 meczów w barwach Pogoni Oleśnica.
Mistrz juniorów województwa wrocławskiego w sezonie 1988-89.
Występy w II lidze w sezonie 1994-1995.
Półfinalista Pucharu Polski w sezonie 1995-1996
3-krotny mistrz ligi oldbojów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto