Felieton: Brutalna ocena oleśnickich radnych

Już po pierwszym dniu okazało się, że głosowanie - owszem - przyjęło się. Ale toczy się tylko w jedną stronę. To znaczy, że 99 procent internautów jest na „nie”. Słowem źle oceniają radnych, ich pracę w ratuszu, działalność na rzecz mieszkańców. Tak to odczytuję, bo minusy przy poszczególnych nazwiskach rosną. Tylko jedna radna zdołała się z tej negatywnej oceny wybronić, a jej kilku kolegów wyborcy potraktowali wyjątkowo łagodnie (minusy przy ich nazwiskach nie przekraczają 20). Reszta dołuje. I to konkretnie. Krytykujący taką formę podsumowania pracy rady na półmetku powiedzą, że klikanie na „tak” lub „nie” nie może podsumować czegokolwiek. Na pewno nie przesądza o wszystkim. Uważam jednak, że coś w tej ocenie jest na rzeczy. A już na pewno nasi radni powinni wziąć ją pod uwagę w swojej pracy w samorządzie. Może warto lepiej przygotowywać się do obrad, częściej spotykać z mieszkańcami, słuchać tego, co mają do powiedzenia. Nawet jeśli nie zawsze jest to zgodne z ratuszowym trendem. Zastanawiam się, jaki powinien być idealny radny? Na pewno musi mieć własne zdanie. I - co ważne - powinien umieć głośno je wyrażać. Musi mieć uszy i oczy otwarte na problemy mieszkańców. Te najdrobniejsze, ale dla ludzi istotne i często uciążliwe. Powinien systematycznie spotykać się z wyborcami, szukać z nimi kontaktu. I ciężko pracować. Jestem pewna, że wtedy nikt nie zarzuci mu, że poszedł do rady tylko po to, by brać dietę i upajać się władzą, której tak naprawdę nie ma. Czy w obecnej radzie miasta są takie osoby? Ja takiego ideału nie spotkałam. Ale jest kilka osób dobrze rokujących. Otwartych, z pomysłami, odważnych, wyrażających swoje zdanie. Jaka szkoda, że ta grupa jest tak mała. Zaliczyłabym do niej trzy może cztery osoby. Przyznacie, że to niewiele, zważywszy, że w samorządzie reprezentuje nas aż 21 oleśniczan.