Dawid nie doczekał matury

W tym roku skończył naukę w technikum. Wczoraj i dzisiaj razem z kolegami miał zdawać egzamin dojrzałości. Kilka dni później Dawid W. zginął w tragicznym wypadku. Jechał do przyjaciela, do Zawoni. Z pobliskiej Łuczyny, gdzie mieszkał. Do pokonania miał kilkanaście kilometrów.

Jak doszło do zdarzenia? Policja rozważa różne kwestie. M.in. fakt, że auto Dawida zjechało na przeciwległy pas ruchu. Ale to tylko jedna z wersji. Pewne jest, że 20-latek siedzący za kierownicą renault megane nie miał szans na przeżycie po zderzeniu z ciężarową scanią. Kierował nią 23-letni mieszkaniec Dziadowej Kłoda.
Dawid W. zginął na miejscu. - Prowadzimy postępowanie, które ma rozstrzygnąć, jak doszło do tego wypadku - informuje policja.

Rodzina i przyjaciele Dawida nie mogą pogodzić się z tym, co się stało. W sobotę tłumy żegnały go na cmentarzu w rodzinnej Łuczynie, gdzie 20-latek mieszkał z rodzicami i rodzeństwem. Pogrzeb odbywał się dokładnie w 20. rocznicę chrztu Dawida, który przez wiele lat pełnił też posługę liturgiczną przy ołtarzu.

- On był wyjątkowy, inny jak rówieśnicy w naszym wieku - opowiada Karolina, także tegoroczna maturzystka. - Był bardzo pracowity i zaradny. Jak wracał ze szkoły do domu to nie siadał przed komputerem czy telewizorem, tylko szedł pomagać tacie w gospodarstwie. Nigdy nie żalił się na nadmiar obowiązków, to było dla niego coś naturalnego, że trzeba pomagać rodzicom. - Ciągle uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. Miał plany na przyszłość - tak mówią inni koledzy. Michał Junik precyzuje: Pogodny, wesoły, zawsze uśmiechnięty, pomocny. Na prawdę dobry i fajny kolega. Cały Dawid - mówi. A przyjaciel 20-latka Maciej Treliński dodaje: Jestem dumny z tego że był i nadal jest moim najlepszym przyjacielem.