Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąsiad sąsiadowi wilkiem

Katarzyna Kijakowska
Pan Stefan Polański, który  jest człowiekiem głuchoniemym, bardzo przeżył zdarzenie z 19 marca. Uważa, że sąsiad z parteru targnął się na jego życie
Pan Stefan Polański, który jest człowiekiem głuchoniemym, bardzo przeżył zdarzenie z 19 marca. Uważa, że sąsiad z parteru targnął się na jego życie fot. Grzegorz Kijakowski
Polańscy czują się szykanowani. Czara goryczy przelała się, gdy sąsiad chciał potrącić głuchoniemego mężczyznę

Sprawę zgłasza nam Maria Polańska. Wraz z mężem mieszka przy ul. Zielonej, niedaleko stawów miejskich. Opowieść zaczyna od tego, że życie w starej poniemieckiej kamienicy bywa naprawdę ciężkie. - Z sąsiadem z drugiego piętra dogadujemy się bez zarzutu, ale pan, który odziedziczył po rodzicach mieszkanie na parterze, to dla nas prawdziwa udręka - mówi i wraca pamięcią do sytuacji, która miała miejsce 19 marca. - Przed domem zobaczyliśmy martwego kota, był na terenie ogrodu zamkniętego przez pana S. - mówi. - Musieliśmy poinformować go o tym, żeby usunął martwe zwierzę.

Polańscy wyszli przed dom. Czekali na S. Sąsiad wyjeżdżał z terenu szkoły, gdzie znajduje się parking. - Mąż wyszedł na chodnik i machał ręką. Potem wyszedł na ulicę i chciał zatrzymać samochód - mówi Maria Polańska. - S. nie zareagował. Wprost przeciwnie, jechał dalej, nie zważał, że mąż znajduje się na masce auta. Przeciągnął go po ulicy kilka metrów.

Pan Stefan jest osobą głuchoniemą. Jest przy naszej rozmowie o zdarzeniu, które miało miejsce dwa tygodnie temu. Denerwuje się, stara się przekazać swoje emocje, pokazuje nogi, na których widać ślady otarcia. - To oburzające, jak można się tak zachować - mówi pani Maria. Dzwonimy do sąsiada Polańskich. Mężczyzna jest oburzony i interwencją lokatorów z pierwszego piętra, i naszym telefonem. - To ten pan wtargnął na jezdnię prosto pod koła. Gdybym jechał 40 kilometrów na godzinę faktycznie mógłbym go poturbować, ale jechałem wolniutko, bo dopiero wyjechałem z parkingu - mówi J. S., i oskarża: - Polańscy chcą na mnie zrzucić odpowiedzialność za coś, czego nie zrobiłem. Ten pan gdzieś się wcześniej poobijał, a oni twierdzą, że to moja wina - mówi. - Skoro chcieli się ze mną skontaktować mogli przyjść i zapukać do drzwi albo wrzucić kartkę do skrzynki. A co do zdechłego kota, ja żadnego martwego zwierzęcia w ogrodzie nie znalazłem.

Sprawa konfliktu sąsiedzkiego trafiła do oleśnickiej policji. - Otrzymałem zgłoszenie od państwa Polańskich, którzy opowiedzieli swoją wersję wydarzeń - mówi Leszek Stępień, dzielnicowy. - Otrzymałem od nich zaświadczenie lekarskie, ale by zostało wszczęte postępowanie potrzebna jest obdukcja lekarska.
Maria Polańska zapewnia, że kłótnia nie znalazłaby finału na policji, gdyby nie wieloletnie konflikty z sąsiadem. - Czara goryczy się przelała - mówi. - ten człowiek nie liczy się z nikim, chciał przejechać mojego męża, człowieka chorego i niepełnosprawnego. Ja tak tego nie zostawię.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto