Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Właściciel pseudohodowli Radosław B. broni się i oskarża Oleśnickie Bidy [FILM I ZDJĘCIA]

kk
fot. Grzegorz Kijakowski
Przez blisko trzy godziny składał zeznania Radosław B., który w Strzelcach i Nowej Wsi Goszczańskiej prowadził hodowlę. Zwierzęta, głównie psy, ale także owce i świnka wietnamska, zostały mu odebrane w lutym 2017 roku przez działaczki fundacji Oleśnickie Bidy

Rozprawę rozpoczęło odczytanie aktu oskarżenia przez prokurator Renatę Jurczyńską-Wrzalik, która oskarżyła Radosława B. o znęcanie się nad zwierzętami w dwóch prowadzonych przez siebie gospodarstwach, świadome zadawanie im bólu, niedostarczanie pożywienia i wody oraz brak opieki weterynaryjnej, co miało w konsekwencji doprowadzić do śmierci ośmiu psów.

Oskarżycielem posiłkowym w tym procesie jest fundacja Oleśnickie Bidy z prezes Izabelą Klapińską i to w dużej mierze do niej zwracał się w swoim długim wystąpieniu Radosław B. Właściciel obu gospodarstw nie ma sobie nic do zarzucenia i nie przyznał się do stawianych mi zarzutów. Twierdził, że zwierzęta miały dobre warunki, był systematycznie karmione, miały dostęp do wody, a fotografie wykonane przez interweniujące w jego gospodarstwach działaczki fundacji, zostały zrobione tak, by pokazać najbrzydsze i najbardziej zaniedbane miejsca gospodarstwa. - Mój pracownik, który podczas pobytu działaczek w gospodarstwie dostał zakaz dosypywania jedzenia do misek, bo to nie pasowało tym paniom do zdjęć - mówił.

Radosław B. twierdził też, że działaczki weszły na jego posesję bezprawnie. - Grzebanie w szafkach, w lodówce, zabranie dokumentów zwierząt z samochodów, nawet kradzież pożywienia dla psów, to się nazywa miłość do zwierząt - pytał zdenerwowany i informował kilkukrotnie, że zarzuty w stosunku do fundacji zostaną spisane w pozwie, który złoży przeciwko Oleśnickim Bidom. - Odebrane z gospodarstw psy należały do mnie, mojej mamy i osoby trzeciej, która zostawiła nam je na przechowanie. Wszystkie zostały wysterylizowane, na co nikt z nas nie wydał zgody - twierdził.

Oskarżony odrzucał też zarzuty, jakoby martwe szczeniaki znalezione poza jego posesją należały do niego. Winę za zagryzione w gospodarstwie jagnięta znów zrzucił na działaczki fundacji. - Ktoś nie zamknął furtki oddzielającej psy od owiec i to pies podhalański zagryzł jagnięta - mówił. W swoim wystąpieniu powoływał się także na liczne publikacje związane z hodowlą i opieką nad zwierzętami. - Kto ma rację: profesor czy pani z fundacji, która skończyła liceum ekonomiczne albo jest fryzjerem psów? - pytał.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto