Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Walczyli o życie Kamila. Nie udało się!

Malwina Gadawa
Agnieszka Wolańska walczyła o życie swojego 17-letniego syna. Nie chciała, żeby odłączono go od aparatury. Lekarze mówili, że chłopiec już nie żyje

Dramatyczna sytuacja w szpitalu im. Marciniaka przy ul. Traugutta, do którego trafił 17-letni Kamil po wypadku samochodowym. Lekarze orzekli u niego śmierć mózgu. Chccieli, żeby rodzice zgodzili się na to, żeby można było od niego pobrać organy. Ojciec, który opiekował się synem, wstępnie się już na to zgodził. Twierdził, że chce, by serce jego syna żyło, tylko w innym ciele. Matka zdecydowanie się temu sprzeciwiała. Czasu jest coraz mniej. Poszczególne narządy wkrótce zaczną obumierać, mimo wciąż pracującej aparatury podtrzymującej. Lekarze są także zgodni, że w związku z tym za kilka dni organy mogłyby się już nie nadawać do przeszczepu.
Choć dyrektor szpitala im. Marciniaka, Marek Nikiel nie powiedział tego wprost, to prawdopodobnie po protestach bliskich nastolatka, którzy byli cały czas przed szpitalem, lekarze czekali, aż serce chłopca przestanie samo bić.
Marek Nikiel mówił, że zdaje sobie sprawę, jak trudna to decyzja dla rodziny, która musi się pogodzić ze śmiercią bliskiej osoby.
– W naszym szpitalu takich przypadków jest wiele. Kilka dni temu umarła młoda kobieta. Jej organy uratowały życie 6 osobom w Polsce – opowiada.

Dyrektor podkreślał, że takie decyzje zawsze są trudne. Ale przytacza również przykład Francji, gdzie oczywiście każdy może zastrzec sobie, że po śmierci nie będzie dawcą organów. Tyle że w razie wypadku czy choroby nie może również liczyć w związku z tym na przeszczep.
O tym, że w szpitalu przy ul. Traugutta nie mogło być mowy o błędzie, tylko o racjonalnym działaniu zgodnym z praktykami medycznymi i przepisami prawa przekonuje także dr Paweł Chudoba. To dolnośląski konsultant transplantologii klinicznej, pracujący w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej. – Człowiek ze stwierdzoną śmiercią mózgu jest uznawany za zmarłego. Od tego momentu wszystkie funkcje poszczególnych narządów zmarłego są sztucznie podtrzymywane przez aparaturę i leki. Zgodnie z polskim prawem mamy wówczas dwie możliwości postępowania: odłączyć respirator lub przez krótki czas sztucznie podtrzymywać funkcje poszczególnych narządów zmarłego, aby mogło dojść do pobrania i aby pobrane w ten sposób narządy mogły uratować życie kilku osobom – mówi. Dodaje, że lekarze mogą pobrać organy do celów transplantacji od zmarłego, który jest niepełnoletni tylko wtedy, kiedy zgodzą się na to jego prawni opiekunowie. Jeżeli takiej zgody nie ma, to nie mam w ogóle tematu. Jeżeli jest zgoda tylko jednego opiekuna, wtedy też nie można nic zrobić.
Lekarze mogą pobrać organy od zmarłego, pełnoletniego dawcy, po stwierdzeniu śmierci mózgu, jeżeli za życia nie wyraził sprzeciwu. Jednak można to zrobić dopiero po wykonaniu badań oceniających funkcje poszczególnych narządów.

Dr Małgorzata Burzyńska, anestezjolog w szpitalu przy ul. Borowskiej, mówiła, że choć medycyna poszła w ostatnich latach do przodu, to nie znaczy, że można każdego uratować. – W razie śmierci mózgu możemy mieć do czynienia z fałszywymi odruchami, np. palców dłoni. Pochodzą one z rdzenia kręgowego lub nerwów obwodowych i nie są dowodem pracy pnia mózgu – tłumaczyła dr Burzyńska.

Serce 17-letniego Kamila przestało bić
Dramatyczna sytuacja w szpitalu im. Marciniaka przy ul. Traugutta zakończyła się w nocy z poniedziałku na wtorek, gdzie przez kilka dni na dziedzińcu szpitala przebywało kilkadziesiąt młodych osób protestujących przeciwko odłączeniu Kamila od aparatury. Jego serce przestało samo bić. Nie pobrano więc narządów od siedemnastolatka.

Prof. Jan Talar na pomoc
Przed śmiercią syna mama 17-letniego Kamila na pomoc wezwała do Wrocławia prof. Jana Talara, neurochirurga z Bydgoszczy. To w świecie lekarskim bardzo kontrowersyjna postać. Jest znany z przypadków wybudzania ludzi ze śpiączki. Przez wiele lat prowadził w szpitalu klinicznym w Bydgoszczy klinikę rehabilitacji. W październiku ubiegłego roku na naukowym sympozjum oznajmił, że „śmierć pnia mózgu nie istnieje”. Jego zdaniem chirurdzy pobierają narządy do przeszczepów od żywych ludzi. Do Wrocławia przyjechał w poniedziałek wieczorem. Witając się z protestującymi ludźmi powiedział: – Dzięki wam Kamil żyje. Od razu poszedł do szpitala, żeby zapoznać się z dokumentacją medyczną. Spędził tam kilka godzin. Po wyjściu ze szpitala powiedział, że przez pięć dni mogą w mózgu zajść nieodwracane zmiany. Według niego przepisy Ministerstwa Zdrowia o tym, kiedy lekarz może ogłosić śmierć pacjenta, powinno się wyrzucić do kosza, bo wiążą lekarzom ręce. Nie chciał jednak podać szczegółów dotyczących przypadku Kamila. Mówił ogólnie, co w takich przypdkach można zrobić. Wiekszość lekarzy nie podziela zdania prof. Talara, Uważają, że nie ma racji i niepotrzebnie „miesza ludziom w głowach”, robiąc nadzieję tam, gdzie jej nie ma.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto