UL Yafo. Warszawa ma gdzie dobrze zjeść
W ULu byliśmy po raz pierwszy po jego otwarciu. Wtedy był to tajemniczy lokal, z tonącym w półmroku barem. Klimat pozostał, wystrój zmienił się, można powiedzieć kosmetycznie. Przemodelowane zostało jednak całe menu i to w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Karol Machnikowski, który jest współodpowiedzialnym za ulowe menu unika przereklamowanego słowa fusion, ale menu w ULu nie jest ani w stu procentach tureckie, ani całkowicie bliskowschodnie. I to jego ogromna zaleta.
Problemem, z którym boryka się wiele miejsc z kuchnią bliskowschodnią jest niestety brak pomysłowości. Kiszonki przechodzą ostrym aromatem octu, a potrawy zdają się być przygotowywane tak, jakby miały stanowić zagryzkę do potężnej libacji alkoholowej. Ociekają tłuszczem, mięso jest tłuste, jest go owszem dużo, ale całość jest przeważnie ciężka, bez finezji i polotu. Jedząc takie danie po raz drugi w życiu modlisz się, by nie dostać niestrawności. W ULu jest kompletnie inaczej. W ULu modlisz się, by po 3 przystawce i daniu głównym mieć jeszcze miejsce na deser.
Z mięsem i wegańsko
W przystawkach na uwagę zasługuje pomost między Słowianami a Bliskim Wschodem, czyli tatar z kaszą bulgur, miętowym serkiem labneh i mieszanką przypraw na bazie prażonych orzechów Dukkah. Egzotyczne, choć świetnie pasujące do siebie połączenie. Podobnie zresztą jak grillowane ośmiorniczki z sosem tamara aioli, czy serwowany w ramach lunchu w dniu naszej wizyty falafel z hummusem marchewkowym oraz jarmużem. Ten ostatni zastąpił nam pieczonego w całości kalafiora, na którego ostrzyliśmy sobie zęby, a którego w dniu naszej wizyty niestety zabrakło. Mimo tego braku, w menu wciąż trudno narzekać na brak bezmięsnych pozycji - zarówno tych wegetariańskich, jak i wegańskich.
I tu dochodzimy do sedna, czyli do tego, w czym UL YAFO jest naprawdę dobry.
Zamiast kiszonkowego octu przez menu przewija się przyjemna cytrynowa nuta, którą znajdziecie w kalafiorze, sosach, bitej śmietanie, niektórych dodatkach. Składniki, tak dań mięsnych jak i wegańskich, do siebie pasują, uzupełniają się. Mocno słony jarmuż idealnie dogaduje się z hummusem marchewkowym, tatar współgra z miętowym sosem, słodka jak diabli baklawa uwielbia się z mocno kwaskowym creme fraiche. A to wszystko bez potrzeby opierania menu na kiszonkach i baraninie. A jeszcze nawet nie zdążyliśmy napisać o śniadaniach, cyklicznych imprezach, ofercie alkoholowej.
Do czego by się tu przyczepić?
Z bólem serca musimy przyznać, że tym razem trudno było się do czegoś przyczepić. W restauracji z białym obrusem i aspiracjami do wielkiej kuchni takie menu nie robiło by na nas wrażenia, ale atmosfera i ceny UL YAFO lokują pośród lokali na wypad ze znajomymi. Ma być prosto, niezobowiązująco i na luzie. Ekipa odpowiedzialna za kuchnię pokazała że da się “sprzedać” szerokopojęty bliski wschód w wydaniu innym niż barowy. I jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Z niecierpliwością czekamy zatem na więcej, a UL YAFO dopisujemy do listy miejsc, gdzie chętnie nie raz jeszcze wrócimy.
POLECAMY:
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?