16 marca w godzinach wieczorno-nocnych do świetlicy wiejskiej we Wszechświętem dotarła grupa 26 uchodźców wojennych. Od tamtej pory życie w sołectwie nie wygląda już tak jak wcześniej. W tle świetlicy słychać gwar bawiących się dzieci. Nie rozumieją co się tak naprawdę wokół nich dzieje. Są za małe. W kuchni krzątają się Panie. By zająć myśli i podziękować za pomoc i nieocenione wsparcie - gotują. Inni na miejscach do spania leżą przeglądając newsy w telefonach lub kolejny raz przekładają rzeczy w reklamówce, które ze sobą przywieźli. Tyle im pozostało. Lokalna społeczność robi natomiast co w ich mocy aby ten trudny czas ułatwić.
Pomaga kto może, wsparcie płynie od mieszkańców wsi, docierają też dary z okolicznych miejscowości. Od rana do wieczora w świetlicy obecna jest jej kierowniczka Jolanta Kucharska. Pomagają też radni, m.in. Tomasz Domal z Bogusławic, Agnieszka Podobińska ze Smardzowa i Marcin Korzępa ze Spalic
Potrzeb jest bardzo wiele. Od ubrań, środków czystości, przez jedzenie. Aby można było na miejscu gotować kupiliśmy butle z gazem, a dla dzieci owoce, załatwiamy lekarzy i wykupujemy lekarstwa. Wspieramy, jak możemy - mówi nam Tomasz Domal
Chwilowa przystań
Jak mówi pani Jolanta ludzi dobrej woli nie brakuje. Gdy tylko ogłaszamy, że czegoś potrzeba - za chwilę już dociera to do świetlicy. Tak było np. z zabawkami, jedzeniem czy suszarkami na pranie. Jeden z darczyńców był gotów oddać własne buty z nóg dla potrzebującego chłopca. Inni obkupili dziewczynkę z Ukrainy, która wstydziła się swojego ubogiego ubrania. - Szlochały z wdzięczności razem ze swoją mamą przez pół dnia - mówi ze wzruszeniem pani Jolanta.
Nasza rozmówczyni nie ukrywa jednak, że życie w masowym punkcie pomocy uchodźcom nie może być prowadzone na dłuższą metę. To musi być traktowane, jak przystanek.
Wśród uchodźców, którzy trafili do Wszechświętego znalazła się pani Wanda ze swoim 6-letnim synkiem, która przed wojną uciekła z okolic ostrzeliwanego Mariupola na dwa tygodnie przed rozwiązaniem ciąży. Do Polski przyjechała w towarzystwie swojej mamy, siostry i jej trójki dzieci.
Po kilku, a może i kilkunastu godzinach w autobusie pani Wanda nie mówiła o niczym innym, jak tylko o tym, że musi mieć wykonane badanie USG. Bardzo źle wyglądała, widać było, że mocno martwiła się o swojego nienarodzonego maluszka. W końcu udało się nam zorganizować lekarza, moja córka zawiozła ją do szpitala, tam wykonano jej badania, później wykupiliśmy leki i dopiero widać było, że ta kobieta może odetchnąć - opowiada Jolanta Kucharska, opiekunka świetlicy wiejskiej we Wszechświętem, która od pierwszego dnia trzyma pieczę nad organizacją pomocy dla uchodźców w podoleśnickiej miejscowości
.
Dzięki dużemu zaangażowaniu radnych z gminy Oleśnica udało się znaleźć niemal od razu dom dla pani Wandy i jej synka. Na apel odpowiedziała Ewa Klonowska z Radzynia koło Sławy, która mimo swojej choroby (red. cierpi na stwardnienie rozsiane) zaoferowała pomoc. Jak mówi, nie mogła postąpić inaczej.
Rozłąka z najbliższymi była kolejną traumą, dlatego zrobiliśmy wszystko aby pozostali członkowie rodziny również znaleźli schronienie w pobliżu - mówi nam sołtys Spalic i radny gminy Oleśnica Marcin Korzępa
Są już razem
I tak w minioną niedzielę mama pani Wandy oraz siostra z trójką dzieci w wieku 6, 13 i jednego roku wyjechały do miejscowości, w której od blisko tygodnia żyje ciężarna. Po rodzinę z Ukrainy do Wszechświętego przyjechała pani Ewa z Radzynia, podróż sfinansowała radna Agnieszka Podobińska. A drugim samochodem, dostawczym busem wypełnionym po brzegi darami pojechali natomiast radni Marcin Korzępa i Tomasz Domal. O pobycie uchodźców z gminy Oleśnica w Radzynie poinformowani zostali także tamtejsi sołtys Krzysztof Buczek i radna Agnieszka Szafer, którzy także ruszyli z pomocą.
Teraz już są razem, mieszkają w pobliżu, mogą układać swoje życie na nowo, choć mężczyźni ich życia są tam za wschodnią granicą i walczą - mówi Agnieszka Podobińska, która przygotowuje w Smardzowie świetlicę wiejską na przyjęcie kolejnych uchodźców wojennych w gminie Oleśnica.
Chcą pracować
Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Dla niektórych mija pierwszy tydzień pobytu w świetlicy. Na miejsce kobiet i dzieci, które wyjechały docierają kolejne osoby.
Wiele z tych osób nie ma do czego wracać, ich domy są w gruzach, całe życie w nich legło. Jak mówią chcą ułożyć swoje życie, potrzebny im tylko dach nad głową na dłuższy czas - mówi Jolanta Kucharska.
W rozmowie z nami obywatele Ukrainy proszą o pomoc w znalezieniu im pracy. Są gotowi podjąć się każdego zatrudnienia. Mówią o gotowaniu, sprzątaniu, zajmowaniu się ogrodem. Do pracy mogą dojeżdżać rowerem. Dostarczenie jednośladów zaoferował mieszkaniec Spalic Andrzej Boś.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?