Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spacer po Wrocławiu z książką w ręce

Katarzyna Kaczorowska
Ostrów Tumski - najstarsza część miasta i, jak mówią zarówno mieszkańcy, jak i turyści - jedna z najbardziej magicznych
Ostrów Tumski - najstarsza część miasta i, jak mówią zarówno mieszkańcy, jak i turyści - jedna z najbardziej magicznych Paweł Relikowski
Wrocław śladami grafik Ottona Probsta opisuje w przewodniku Bronisław Zathey. Skąd się wzięła nazwa "Wrocław", co Brama Kluszczana ma wspólnego z kluskami i co trzeba zrobić, by wyjść za mąż - to tylko niektóre z legend, które znajdą się w szykowanym do druku przewodniku po Wrocławiu.

Autor książki - Bronisław Zathey - to kultowa postać wśród wrocławskich przewodników i żywa encyklopedia miasta. - Ogromnie się cieszę, że udało mi się namówić go do współpracy, bo jego nazwisko to marka sama w sobie, no i gwarancja jakości - mówi Krzysztof Garbaczewski, który kilka lat temu przywrócił pamięci wrocławian Ottona Probsta.

Malarz i grafik jak nikt inny "sportretował" Wrocław z końca XIX wieku. Dwie teczki grafik pokazywały zarówno miejsca znane i lubiane, jak i te, które ostatnia wojna zmiotła z powierzchni ziemi - jak choćby Koci Zaułek, gdzie dzisiaj jest Galeria Dominikańska, czy Nowy Targ z Małymi Jatkami i figurą Neptuna, po którym zostały tylko stare grafiki, pocztówki i fotografie. Świetnie przyjęte wydawnictwa stały się impulsem do powstania przewodnika, który prowadzi nas śladami Probsta.

Zathey ze swadą przypomina wiele legend, opisuje najsłynniejsze zabytki wraz z historią ich powstania, a co najważniejsze - prowadzi nas ściśle wytyczoną trasą wycieczki.

- Wrocławianie są dumni ze swojego miasta. A z naszym przewodnikiem w ręce mogą być dumni jeszcze bardziej - przekonuje Garbaczewski, przyznając, że kiedy rodził się pomysł książki, wyobrażał sobie, że będą z niej korzystać nie tylko przewodnicy wycieczek czy nauczyciele, ale też rodzice opowiadający dzieciom historię miasta czy chłopcy, lubiący zaimponować dziewczynie. - Zwykły spacer po Ostrowie Tumskim może zamienić się w niezwykłą podróż w czasie, a jeśli jeszcze chłopak powie dziewczynie, co łączy katedrę i most Tumski, zwany mostem Miłości, z Wielkanocą i zamążpójściem, wrażenie murowane. Tylko że trzeba się liczyć z konsekwencjami - śmieje się Garbaczewski.

Przewodnik zyskał bardzo przychylną opinię wrocławskiego historyka prof. Jerzego Maronia oraz architekta prof. Waldemara Wawrzyniaka. Muzea wrocławskich uczelni zagwarantowały, że książka będzie dostępna w ich księgarniach, ale musi jeszcze ujrzeć światło dzienne. Wydawca nie ukrywa, że liczy na sponsora. - Czasy niełatwe, ale cel ciekawy i wart zachodu, więc jesteśmy dobrej myśli - dodaje Garbaczewski.

Jak święty Wincenty oddał swoje nogi Jaśkowi
Z katedry wychodzimy portalem południowym obok kaplicy Najświętszego Sakramentu. Zaraz po wyjściu widzimy okazałą płaczącą wierzbę, a obok na ścianie południowej katedry rzeźbę z piaskowca, przedstawiającą św. Wincentego Lewitę, patrona wrocławskiej kapituły katedralnej. Rzeźba ta powstała około 1470 roku i łączy się z nią legenda.

W drugiej połowie XV wieku mieszkał we Wrocławiu młody chłopiec. Miał niewiele ponad 16 lat, gdy został sierotą. Nie miał żadnych bliskich. Dobrzy ludzie czasem nakarmili go, a w zimie zabrali do ciepłej izby. Nie dość tego, że był biedny, był też chromy. Od dzieciństwa nie mógł chodzić o własnych siłach. Poruszał się przy pomocy kul. Miał jednak Jasiek wielki talent, potrafił rzeźbić w drewnie. Siedział zawsze niedaleko kościoła św. Krzyża i tu rzeźbił figurki świętych. Czasami udało mu się taką figurkę sprzedać. Wtedy kupował coś do jedzenia albo odzienie.

Pewnego razu, a była to niedziela, gdy zmierzch już nadchodził, zmartwiony Jasiek, który nie sprzedał tego dnia żadnej figurki, postanowił udać się na odpoczynek. Wtedy niespodziewanie podszedł do niego dobrze ubrany jegomość - właściciel warsztatu rzeźbiarskiego na Ostrowie Tumskim. Mistrz wziął do ręki wyrzeźbione przez niego figurki i zapytał:
- Sam to zrobiłeś?
- Tak, panie, sam, mam tego dużo.
- A nie zechciałbyś u mnie pracować?
- Aby, panie, była strawa i ciepły kąt.
- No to chodź ze mną.
- Ale chodzić to ja nie mogę.

Wtedy pan Staszko, bo tak nazywał się mistrz snycerski, skinął na stojących w oddali młodych chłopców i polecił im zanieść Jaśka do warsztatu.
Szczęśliwy chłopiec zabrał się żwawo do pracy. Bardzo szybko nauczył się posługiwać różnymi narzędziami, nauczył się też pracować w kamieniu. Dobrze było mu u mistrza Staszka, ceniony we Wrocławiu rzemieślnik zlecał dużo pracy, a Jasiek nie liczył godzin i pracował często nocą, aby zdążyć z terminem zamówienia. Do pełni szczęścia brakowało Jaśkowi tylko zdrowych nóg, o co żarliwie modlił się codziennie.

Zdarzyło się, że mistrz przyjął zamówienie wykonania dla biskupa wrocławskiego posągu św. Wincentego. Posąg miał powstać w piaskowcu i zdobić południowy portyk katedry. Ale zrodził się problem, dostawa specjalnego kamienia przeciągnęła się, termin oddania rzeźby zbliżał się nieubłaganie i kiedy wreszcie przywieziono żądany kamień, czasu było już bardzo mało.
Pracowali wszyscy, ale jak to bywa, pośpiech często opóźnia pracę. Tak było także tym razem. Do oddania figury świętego zostało zaledwie kilka godzin. I wtedy Jasiek poprosił swojego mistrza, aby mu pozwolił dokończyć dzieła: -Będę pracował aż do świtu i skończę tę rzeźbę.

Mistrz zezwolił mu na wykończenie posągu. Jasiek wręcz z miłością przystąpił do pracy, poprawił rzeźbie twarz, wygładził policzki, oczyścił szaty, a najwięcej czasu poświęcił na nogi świętego Wincentego. Polerował je, odział w pończochy i trzewiki. Już zaczęło świtać, kiedy zmęczony zasnął, trzymając w ręce dłuto. Nagle zbudził go hałas. Zdumiony spojrzał na posąg. Nogi świętego, które z taką troską rzeźbił, były zasłonięte lekko falującą komżą.

Święty Wincenty odezwał się:
- Ja będę teraz stał przed katedrą i nogi są mi niepotrzebne, weź je. Tyś młody, zdolny i porządny. Na pewno potrafisz je wykorzystać.
Mówiąca kamienna postać znieruchomiała. Jasiek zobaczył, że w miejsce swoich pokręconych i cienkich jak patyczki nóg ma silne i mocne stopy. Stanął i pierwszy raz zrobił krok o własnych siłach. Krzyknął z radości:
- To cud.

Na to posąg:
- Cicho! To tylko my o tym wiemy.
Biskup, który przyszedł obejrzeć zamówione dzieło, popatrzył i powiedział: - Ta komża raczej pokazuje, że nasz święty unosi się nad ziemią - lewituje - tak sobie to wyobrażałem - skwitował. Zadowoleni byli wszyscy, mistrz otrzymał zapłatę, a Jasiek wyzwolił się i niedługo został członkiem cechu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto