Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Policjant z Oleśnicy nie żyje. Lekarze z Gdańska uratowali jego 3-letnią córkę, która miała... oderwaną głowę. CUD w "Koperniku"

Karolina Jurek-Bugla
Karolina Jurek-Bugla
mat.prywatne/dziennikzachodni.pl/
Na początku lipca powiat oleśnicki obiegła smutna informacja. W tragicznym wypadku na północy kraju zginął Bartłomiej Kijewski, policjant służący w Komendzie Powiatowej Policji w Oleśnicy. Podróżował ze swoim ojcem i 3-letnią córką Martynką. Mundurowy nie miał szans na przeżycie, jego bliscy zostali ciężko ranni. Największe obrażenia odniosła mała Martynka. W wyniku wypadku głowa dziecka została oderwana od kręgosłupa. Dziewczynka przeszła bardzo skomplikowaną operację, której podjęli się specjaliści z gdańskiego Szpitala im. Mikołaja Kopernika. To jedyny do tej pory taki przypadek w Polsce.

Do tragicznego wypadku doszło 6 lipca w Redzikowie pod Słupskiem. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że kierujący osobowym volkswagenem 57-letni kierowca stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na przeciwległy pas ruchu, a następnie uderzył w drzewo. W wyniku zdarzenia śmierć poniósł 32-letni pasażer volkswagena, a 57-letni kierowca oraz dziecko zostali przewiezieni do szpitala w Słupsku. Największe obrażenia odniosła licząca trzy latka Martynka.

- To cud, że dziecko w ogóle go przeżyło. Uratowały je pasy, którymi przypięta była do fotelika - tłumaczy dr n. med. Wojciech Wasilewski.

Głowa była bezwładna

- Mechanizm urazu był następujący: pasy dobrze trzymały, ale dziewczynka spała, główka była bezwładna. Nagłe uderzenie było tak silne, że wyrwało jej głowę w sensie funkcjonalnym. Skóra i mięśnie wytrzymały, ale więzadła i kości zostały rozerwane. W badaniach obrazowych wyraźnie było widać, że odległość między głową a pozostałą częścią ciała zwiększyła się o 2 cm. Między czaszką a kręgosłupem był 1 cm odstępu i między pierwszym a drugim kręgiem drugi centymetr. Neurochirurgiem jestem od ponad 30 lat, wielokrotnie operowałem pacjentów z urazami w tej okolicy. Jednak żadnemu z nich głowy nie urwało. Z relacji ratowników, którzy udzielali pierwszej pomocy ofiarom wypadku, wiedzieliśmy, że dziecko porusza rączkami i nóżkami, co dawało nadzieję, że rdzeń kręgowy nie został przerwany. Rzadko zdarza się, by po tak ciężkim urazie funkcje życiowe były zachowane. Było więc o co powalczyć.

Wiadomo było, że Martynka ma szansę uniknąć wózka inwalidzkiego tylko wtedy, gdy trafi do najlepszego ośrodka. Ratownicy dzwonili więc do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, do Matki Polki w Łodzi, do szpitala w Szczecinie, ale wszędzie odmówiono przyjęcia dziecka. Jedynie Centrum Urazowe dla Dzieci w gdańskim Szpitalu im. Mikołaja Kopernika po konsultacji z neurochirurgami zgodziło się przyjąć je na leczenie.

Jechali do domu dziadków. Wypadek wydarzył się 20 km od celu

Iwona, mama Martynki, zobaczyła córeczkę dopiero następnego dnia po wypadku, gdy udało się jej dojechać do Gdańska spod Opola, gdzie mieszkają na stałe. Dziewczynka leżała na OIOM-ie. Była w śpiączce farmakologicznej. Iwonę wpuszczono tam tylko na chwilę, bo to oddział o zaostrzonym reżimie sanitarnym. Od kiedy jednak pacjentka z sali pooperacyjnej została przekazana na oddział chirurgii dziecięcej, mama non stop czuwa przy jej łóżeczku. Mała wyraźnie się uspokoiła.

- Martynka pojechała ze swoim tatą na wakacje do jego rodziców mieszkających pod Słupskiem - relacjonuje Iwona. Od miejsca ich zamieszkania w Namysłowie do domu dziadków dzieli ich odległość mniej więcej 500 km. Dziadek specjalnie przyjechał po wnuczkę swoim samochodem. Chciał zapewnić trzylatce bezpieczne i komfortowe warunki podróży. Ostatni raz widzieli się w styczniu br., oboje z babcią cieszyli się więc, że spędzą z Martynką oraz jej tatą, a swoim synem, dwa wakacyjne tygodnie. Z Namysłowa wyjechali ok. godz. 22. Liczyli, że nocą ruch na drogach będzie mniejszy i łatwiej uniknąć korków. Nad ranem, a dokładniej ok. 3:30 Iwona dostała wiadomość ze zdjęciem Martynki zrobionym na stacji benzynowej. Mieli taki zwyczaj, że podczas dłuższych podróży robili sobie przerwy, bo dziecko męczyła monotonna jazda, a oni chcieli rozprostować kości. Trasę do Słupska pokonywali często.

Mieli dwadzieścia kilometrów do domu, gdy w gęstej mgle samochód, którym podróżowali, rozbił się o drzewo. Ojciec dziewczynki zginął na miejscu, dziadek z licznymi obrażeniami trafił do szpitala w Słupsku, trzylatkę pogotowie lotnicze przetransportowało do Gdańska.

Specjalne śruby, haki, implanty

O tragicznym wypadku powiadomiono Iwonę, gdy jechała rano do pracy. Nie jest w stanie opisać, co wtedy czuła. - Dosłownie zwaliło mnie z nóg - wspomina. Była półprzytomna ze strachu o dziecko. Brat natychmiast zaofiarował się, że zawiezie ją do córki. Kiedy pakowała walizkę, nie wiedziała jeszcze dokąd i na jak długo jedzie. Kiedy wsiadała do samochodu, brat swoimi kanałami zdążył już ustalić, że do Gdańska. - Dziś, z perspektywy czasu jestem wdzięczna losowi, bo lepiej trafić nie mogliśmy - twierdzi Iwona. Doktor Wojciech Wasilewski wyjaśnił jej, że córka musi pozostać w śpiączce farmakologicznej aż do momentu, gdy uda się mu zdobyć wszystko, co potrzebne do jej operacji - implanty, narzędzia, sprzęt itd. Chodziło o to, by dziecko się nie ruszało. Nie było do końca wiadomo, jak wielkie obrażenia szyjnego odcinka kręgosłupa spowodował uraz podczas wypadku. Gdyby doszło do przerwania rdzenia, los dziecka byłby przesądzony.

- Zaczęliśmy organizować wszystko od początku - wspomina dr Wasilewski. - Potrzebne były implanty kręgosłupowe, śruby, haki, pręty specjalnie dedykowane dla dzieci, na szczęście duże firmy je posiadają. Problemem jest, jak dobrze zakotwiczyć implant w kości, która u tak małych dzieci jest mała i dość miękka, bo kostnina nie jest jeszcze dobrze wytworzona. Poza tym, przy tak niestabilnym kręgosłupie, problemem numer dwa jest wprowadzenie śrub. U dorosłych, aby wytworzyć dziurę w kości korowej, czyli twardej (w kości jest część gąbczasta - miękka), trzeba nabić otwór młotkiem lub zrobić go specjalną rozwiertarką, żeby śruba mogła się w niej w ogóle zakotwiczyć. Natomiast u dziecka, w sytuacji gdy kręgosłup jest tak niestabilny, jest to wręcz niemożliwe.

Skomplikowana operacja trwała 6 godzin

Gdańscy neurochirurdzy wykorzystali więc własną technikę wprowadzania śrub przeznasadowych w kręgosłupie, która powstała na bazie ich doświadczenia, bo w tego rodzaju operacjach są pionierami na skalę światową. Otóż „zaadaptowali” od ortopedów śrubki, których oni używają do zespalania małych kostek palców rąk lub nóg. Śrubki mają dziurę w środku, przez którą można wkręcić tzw. drut Kirschnera. To metalowy, wytrzymały pręcik, który s

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto