Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mija 10 lat od pożaru na Bratniej

Katarzyna Kijakowska
W pożarze kamienicy przy ul. Bratniej zginęło sześć osób
W pożarze kamienicy przy ul. Bratniej zginęło sześć osób fot. Grzegorz Kijakowski
To był największy pożar budynku, jaki dotknął oleśniczan w ostatnim dziesięcioleciu. Za śmierć sześciu osób, które zginęły w płomieniach, nikt nie poniósł kary

Noc z 17 na 18 lutego 2004 roku wielu oleśniczan zapamięta na długo. Na zawsze pozostanie ona w pamięci ludzi, którzy mieszkali wtedy w kamienicy przy ul. Bratniej. Dziesięć lat temu w tragicznym pożarze siedemnaście rodzin straciło całkiem lub częściowo swój życiowy dobytek.

- Gdy otworzyliśmy drzwi na korytarz nie dało się już wyjść z mieszkania. Syn lekko się poparzył. Zaczęliśmy krzyczeć przez okno i ludzie na szczęście zareagowali – relacjonowała nam wtedy uratowana z pożaru Wiesława Mazgaj.
Jej pięcioosobową rodzinę z poddasza budynku od strony podwórka strażacy zdążyli ewakuować. Podstawili drabinę, po której wszyscy zeszli na dół. Ale ta cudem uratowana rodzina od lat opłakuje swoich bliskich. Z ognia nie udało się wyciągnąć Marii Piaseckiej, jej męża i syna, spokrewnionych z Mazgajami.
- Na naszych oczach sąsiedzi spalili się żywcem - mówili wtedy zrozpaczeni mieszkańcy kamienicy. Dzisiaj emocje wcale nie są mniejsze. - Minęło tyle lat, ale o tym, co nas wtedy spotkało trudno ot tak po prostu zapomnieć - przekonuje Krystyna Słowiakowska.

Dokumenty trzymam w jednym miejscu
Pani Krystyna nadal mieszka w kamienicy na Bratniej. Śpi spokojnie, ale przyznaje, że wszystkie potrzebne dokumenty trzyma w jednym miejscu. Na wszelki wypadek. - Po tamtym pożarze człowiek ma zakodowane, że gdyby coś się działo trzeba brać do ręki najważniejsze papiery i uciekać - mówi oleśniczanka. - Niektórym mogło się wydawać, że nie ucierpiałam w tamtym pożarze, bo ogień na parter nie dotarł - mówi. - Nic bardziej mylnego. Moje mieszkanie zostało kompletnie zalane. Musiałam się z niego wyprowadzić na długie dwa lata, choć obiecywali, że potrwa to kilka tygodni. Pani Krystyna gorzko wspomina tułaczkę. - W wynajętym mieszkaniu nie miałam nic swojego, a ubrania trzymałam w workach w piwnicach gimnazjum numer dwa - wspomina niełatwy czas.

Oni mogli żyć
W domu przy ul. Bratniej urodził się mąż Wiesławy Mazgaj. Tutaj żyli ich najbliżsi, tu dorastały ich dzieci. - Tamtego domu sprzed lat, gdy wszyscy byliśmy tak blisko, razem spędzaliśmy każdą wolną chwilę, urządzaliśmy dzieciom urodziny na podwórku, już nie ma - mówi pani Wiesława. -Nam udało się uciec, Marysi, która była naszą sąsiadką już nie - dodaje.

Maria Piasecka i jej 13-letni syn to dwójka z sześciorga ofiar pożaru, którego 10. rocznica przypadnie w przyszły poniedziałek. W ogniu zginął też jej mąż, 47-letni Leszek. W trzecim mieszkaniu spłonęło małżeństwo Ewa Krasowska i Witold Stodulski. Ciało szóstej ofiary 48-letniego mężczyzny znaleziono na schodach. -Próbowaliśmy ich sięgnąć z drabiny, ale zabrakło czasu i możliwości dostępu. Metalowy płot i drzewa w ogrodzie uniemożliwiły podjazd bliżej budynku. Nie było czasu, by rozbijać ten płot. Drabinę wypuściliśmy z auta stojącego na ulicy. Nasz strażak sięgnął na parapecie kobiecej dłoni, ale w rękawicy pozostała mu już tylko skóra. Kobieta już nie reagowała, leżała na podłodze – tłumaczył na łamach „Oleśniczanina” 10 lat temu Zbigniew Kania, ówczesny komendant Państwowej Straży Pożarnej w Oleśnicy.

Gdy dom już płonął W. minął mnie na klatce . Jak on mógł nie zastukać do sąsiadów

- Do dzisiaj nie mogę przeżyć tego, że innych, nawet tych którzy na to nie zasługiwali i byli stosunkowo bezpieczni ściągnięto na dół, a Piaseccy zostali na górze, w mieszkaniu ogarniętym przez ogień - mówi gorzko Elżbieta Kowalska, wspominając tych sąsiadów, którzy przez długie miesiące spędzali sen z powiek porządnym lokatorom. - Ile my się naprosiliśmy, żeby tych pijaków wyeksmitować. Baliśmy się ich, bo pili i nie panowali nad tym - wspomina.
Tamtej nocy przy Bratniej też pito alkohol. Od godzin wieczornych w mieszkaniu na poddaszu trwała impreza. Zresztą, w tym lokum bardzo często odbywały się takie libacje, a jego główny lokator bezrobotny Ryszard W. dostał trzy miesiące wcześniej nieprawomocny jeszcze nakaz eksmisji.

-Gdy dom już płonął W. minął mnie na klatce schodowej, bełkotał coś o wodzie i wybiegł. Jak on mógł nie zastukać do sąsiadów - relacjonowała wtedy Elżbieta Kowalska. – Nasi sąsiedzi nie zasłużyli sobie na taki los. Wiem, że pani Marysia już kiedyś raz gasiła ogień w tej melinie. A teraz wszyscy spłonęli w ogniu. To straszne, co ich spotkało.

Urodziny Tereski
Sprawa pożaru przy Bratniej została przez oleśnicką prokuraturę umorzona, choć zaraz po tragedii prokurator Jerzy Szymczak zapowiadał, że śledztwo powinno definitywnie wyjaśnić, co było przyczyną, i kto był sprawcą tego pożaru. - Nie można ostatecznie jeszcze o tym rozstrzygać, bo to na razie hipoteza. Gdy giną ludzie śledztwo jest obligatoryjne. Byłem na miejscu pożaru, ciała ofiar były tak zwęglone, że były problemy ze wstępną identyfikacją. To był prawdziwy dramat – mówił ówczesny prokurator rejonowy.

Nikomu nic nie udowodniono, prokuratura nie postawiła też żadnych zarzutów, choć ogień ewidentnie zaprószono w mieszkaniu Ryszarda W. Podczas jednego ze spotkań w ratuszu już po pożarze jeden z uczestników tej imprezy beztrosko przyznał publicznie, że pito, bo tego dnia przypadały „urodziny Tereski”.
- Winnych nie ustalono, my też nie byliśmy w stanie wywalczyć dla siebie jakiegoś odszkodowania, bo nas nie stać na chodzenie po sądach - mówi Elżbieta Kowalska, która ma też żal do władz miasta. - Zbierano pieniądze dla pogorzelców, ale my z tej zbiórki grosza nie zobaczyliśmy - mówi. - Wszystko poszło na remont budynku. Niby dobrze, ale czy miasta nie było stać by samodzielnie odbudować kamienicę?

Krystyna Słowiakowska dodaje: - Proszę nie myśleć, że my tacy pazerni na pieniądze jesteśmy. Tak nie jest. Ale ktoś, kto nie znalazł się w takiej sytuacji jak my tego nie zrozumie - mówi. - Straciliśmy prawie cały dorobek życia, potrzebowaliśmy wsparcia, a tak naprawdę to pamiętam tylko pomoc, jakiej doświadczyliśmy od nauczycieli z dwójki.

Tego domu już nie ma
Dzisiaj w kamienicy na Bratniej obok „starych” lokatorów mieszkają nowe rodziny. Ich nic nie wiąże z tragedią z lutego 2004 roku. - Od dziesięciu lat mieszkam na Małopolnej, ale ciągnie mnie na Bratnią. Nie ma roku, żebym nie zajrzała w stare kąty - uśmiecha się Wiesława Mazgaj, a Elżbieta Kowalska dodaje: Ale tamtej Bratniej i domu podobnego do tego serialowego już nie ma.

Strażaków i sprzętu było za mało

Ówczesny komendant straży pożarnej Zbigniew Kania tak w 2004 r. wyjaśniał przebieg akcji: Byłbym szczęśliwy, gdybym na stanie komendy miał jak najwięcej sprzętu, w tym także poduszkę. Trzeba wiedzieć, że powinno się jej używać na wysokości nie wyższej niż 15 metrów. Taka poduszka o wymiarach trzy na trzy metry kosztuje około 25 tys. zł. Chcę też, żeby społeczeństwo miało świadomość tego, że obsada zmiany na komendzie to 12 osób, a każdemu strażakowi przysługuje rocznie 45 dni urlopu. Przez cały rok na urlopie jest zatem średnio półtora strażaka. Do tego dochodzą tak zwane wolne służby, szkolenia i dlatego średnia liczba pracowników komendy na zmianie to 8 osób. Proponuję więc, abyśmy w pierwszej kolejności mówili o zwiększeniu zatrudnienia, pamiętając o tym, że roczny koszt utrzymania strażaka to 34 tys. zł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto