Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kocham moje „dmuchawce”, bo to przepiękna piosenka [WYWIAD Z URSZULĄ]

Robert Migdał
Urszula, gwiazda polskiej muzyki, która wielką popularność zdobyła przebojami „Dmuchawce, latawce, wiatr”, „Rysa na szkle”, czy „Malinowy król”, opowiada o magii lat 80-tych.

Polska Ludowa. Lata 80. XX wieku. W czym tkwił urok tych lat?
W bardzo energetycznej muzyce, w tekstach, które mówiły o marzeniu wolności. I nasze piosenki były takim oddechem wolności w tamtych czasach. Bo mimo tego, co się działo w Polsce, dookoła nas, w zwykłym, szarym życiu, staraliśmy się, żeby nasza muzyka odbiegała od tej byle jakiej rzeczywistości, żeby była oddechem. W muzyce, którą graliśmy w latach 80., działo się dużo dobrego – fantastyczni wokaliści, kompozytorzy, autorzy tekstów – tekstów niejednokrotnie zaangażowanych, które były głosem pokolenia, jego wołaniem, oburzeniem - odpowiedzią na to, co widzieliśmy, w jakim świecie przyszło nam żyć. Na przykład przebój Perfectu „Chcemy być sobą”.

Oprócz muzyki, tekstów – artyści kreowali też modę: na ubiory, fryzury, makijaże…
(uśmiech). To było w totalnej kontrze do naszego szarego życia. Co artysta – to oryginał. Pamiętam, że też wielu panów robiło sobie na włosach trwałą ondulację i makijaż – oczy na przykład malowali. Pamięta pan, jak chłopaki z zespołu Lady Pank wyglądali? (śmiech).

Oj tak, dziwnie wyglądali. 
W wielu przypadkach kreowano nas na takie trochę osobowości-osobliwości. Byliśmy scenicznymi, kolorowymi ptakami. Na co dzień jednak wyglądałam zupełnie inaczej. Przecież nie mogłam jechać autobusem na zajęcia na swojej uczelni wymalowana jak na scenę, tym bardziej że w tamtym czasie makijaże były bardzo odważne. Scena to była scena, a zwykłe życie – zwykłym życiem. Dwa różne światy.

Wymalowane oczy, nastroszone włosy, kolorowe przebrania.
Na szczęście nie tylko w Polsce tak to wyglądało - podobna moda królowała w latach 80. na świecie, a my czerpaliśmy wzorce z Zachodu. 

Ludzie się też inaczej zachowywali w PRL-u, znajomości były bliższe, przyjaźnie trwalsze.
Wszyscy mieliśmy prawie po tyle samo, po równo, byliśmy bardziej do siebie podobni. Mało rzeczy i spraw nas dzieliło, więcej nas łączyło. Fani też byli inni te 30, 40 lat temu.

Czyli?
Nie było Facebooka, Instagrama. Nie było internetu. Fani przyjeżdżali do swoich idoli pod dom, czy pod blok i koczowali, czekając na nich. Dziś to jest raczej niespotykane. Pamiętam, jak moja mama robiła kanapki i wynosiła je fanom, którzy godzinami czekali na mnie pod domem, mówiąc im: „Nie wiem, kiedy Ula wróci do domu… Ale zjedzcie coś, bo pewnie jesteście głodni”.
Pamięta Pani swój debiut w Polsce Ludowej, to, jak pierwszy raz stanęła pani na scenie, jak zaśpiewała…
Ja cały czas śpiewałam, podśpiewywałam sobie coś w domu. Od dziecka tak ze mną było. Zawsze coś we mnie grało, zawsze chciałam jakoś to wyrazić, pokazać innym. Moja miłość do muzyki objawiała się od bardzo wczesnych lat. Śpiewałam cały czas, ale byłam bardzo nieśmiała. Mama, widząc moją miłość do muzyki, postanowiła zapisać mnie do ogniska muzycznego.

Na czym pani grała?
Na początku na akordeonie. Ale też na fortepianie – to był obowiązkowy instrument.

O matko, jak ta mała Ula radziła sobie z gigantycznym akordeonem?
Oj, ciężko (śmiech). Zwłaszcza że byłam drobną dziewczynką, a akordeon wiadomo jak wygląda. Jednak pan od nauki gry na akordeonie twierdził, że mam dłonie stworzone do gry na tym instrumencie: bo nie są dłońmi pianisty – miałam drobne, silnie umięśnione palce. Ale tylko dłonie „się zgadzały”. Cała reszta do mnie nie pasowała – cały ten wielgachny miech, którym trzeba było poruszać, ściągać i rozciągać, to było dla mnie bardzo ciężkie, męczące, niekiedy ponad moje siły. I to siedzenie w ciągłym rozkroku – to nie był instrument dla mnie. Zaciskałam jednak zęby i grałam. Do dzisiaj jednak potrafię jedynie zagrać prawą ręką na akordeonie początek „Fal Dunaju”. Nic więcej, niestety.

Ognisko muzyczne to był początek.
Brałam też prywatne lekcje gry na instrumentach i zaczęłam chodzić do studia wokalnego, na naukę śpiewu do pani Adolfiny Szałańskiej. To pod jej okiem próbowałam swoich sił w śpiewaniu, to ona mnie przyszykowała, przygotowała do występów na scenie. No i pierwszy mój festiwal – Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Pojechałem, wygrałam, zdobyłam główną nagrodę - „Złoty Samowar”, potem występ na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu i się zaczęło.
I pojawili się na pani drodze: „Budka Suflera” i Romuald Lipko, kompozytor.
Powstały nasze pierwsze piosenki, choć Romuald podchodził do tego wszystkiego ostrożnie. Mówił: „Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie, czy to zda egzamin”.

Egzamin został zdany, i to śpiewająco. Pokochały panią tłumy, pani piosenki z Budką, i solowe, odniosły oszałamiający sukces. Nuciła je cała Polska.
Musiałam zrezygnować ze studiów, postawiłam na muzykę. Nie dawałam rady pogodzić i jednego, i drugiego. Bo jeździliśmy po całym kraju, graliśmy bardzo, bardzo dużo koncertów. W tamtych czasach potrafiliśmy zagrać nawet trzy koncerty dziennie – cóż, człowiek był młodszy, bardziej wytrzymały. (śmiech)

Czuła pani, że to jest pani świat, że to jest to, co chce pani robić w życiu? Że nic więcej – że tylko muzyka, granie, śpiewanie, scena?

Ja już o tym wiedziałem, zanim wyszłam na scenę, wiedziałam, że muzyka jest bardzo ważna w moim życiu, nawet gdy jeszcze śpiewałam sama, dla siebie, w łazience. Gdy występowałam na koloniach letnich, obozach, dla kolegów i koleżanek, i dostawałam gromkie brawa – bo im się podobało. Czułam, że to jest to. Że to jest mój świat. Lubiłam od dziecka skupiać na siebie uwagę, być doceniana – za to, co robię, jak śpiewam. To były początki. A moje występy z „Budką” to było potwierdzenie tego, że poszłam, że idę dobrą drogą.

Śpiewała pani świetne kompozycje Romualda Lipki, cudowne teksty Marka Dutkiewicza.
Świetny miałam start, to prawda. Wielu mogło mi zazdrościć, i pewnie zazdrościło. Poza tym Budka była zespołem bardzo znanym – to wszystko sprawiło, że nagle narodziła się nowa Urszula.

Jakieś minusy pracy artysty?
Tylko stres, żeby głos był w dobrej kondycji, zwłaszcza w zimniejszych porach roku i żeby można było dać z siebie wszystko. A poza tym to też jest odpowiedzialność za cały zespół ludzi, z którymi pracuję. Staram się więc dbać o siebie i mieć dobrą kondycję, aby wszystkie koncerty odbywały się planowo i bez komplikacji. To bardzo ważne zarówno dla mnie, jak i dla muzyków i ich rodzin, których komfort też pośrednio  od tego zależy.

Niektórzy artyści nienawidzą swoich piosenek, które śpiewają po raz tysięczny. Pani też tak ma, gdy na przykład musi kolejny raz zaśpiewać „Dmuchawce, latawce, wiatr”?
Nigdy. Kocham moje „dmuchawce”, bo to przepiękna piosenka. Nidy mi się nie znudziła. Tak samo „Konik na biegunach” - jest bardzo energiczna, wciąga do zabawy. Nie mam takiej swojej piosenki, która by mnie męczyła.

Właśnie przyjeżdża pani do Wrocławia na koncert: „80., najlepsze”. Co usłyszymy?
Przede wszystkim te piosenki, którymi zaistniałam w latach 80.: „Dmuchawce...”, „Malinowy król”, „Za twoje zdrowie”. Zagramy też wiele piosenek, których dawno nie graliśmy: „Powiedz, ile masz lat”, „Kalkomania” - perełki, które bardzo rzadko można usłyszeć na żywo.

Koncertuje pani teraz, a nowa płyta? Powstaje?
Szykujemy, cały czas, a ponieważ jesteśmy otwarci na każdy niemal rodzaj muzyki, powstaje wiele bardzo różnorodnych kompozycji. Czasami żartuję, że brakuje nam tylko rapowych, ale wszystko przed nami. Ja bardzo lubię teksty rapowe, choć nie umiem ich w takim tempie tworzyć.

Kiedy jest szansa, żeby nowa płyta się ukazała?
Jak już mówiłam, mam przygotowanych bardzo dużo piosenek. Może, zanim ukażą się na płycie, zacznę wrzucać je do internetu, żeby każdy mógł posłuchać, kiedy będzie chciał.

Rozmawiał Robert Migdał

Koncert Urszuli 24 listopada, o godz. 19 w Starym Klasztorze (ul. Purkyniego 1, Wrocław)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto