Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eric Emmanuel Schmitt: Miłość to nie tylko czerpanie radości [rozmowa naszemiasto.pl]

Kinga Czernichowska
Tomasz Hołod, Polska Press Grupa
Z Erikiem Emmanuelem Schmittem, francuskim pisarzem, autorem "Oskara i pani Róży", "Trucicielki" i "Ewangelii według Piłata" rozmawiamy o podróżowaniu, snach, miłości i sukcesie.

Jego książki już dawno przekroczyły 600 tys. sprzedanych egzemplarzy, a sam autor odwdzięczył się polskim czytelnikom, kilkukrotnie odwiedzając Polskę. Ostatnio był w naszym kraju przy okazji Warszawskich Targów Książki. Na świecie dzieła Schmitta zostały przetłumaczone na 35 języków. Największą sławę przyniosła mu książka "Oskar i pani Róża" o ciężko chorym chłopcu, który zaprzyjaźnia się z przypadkowo poznaną dostawczynią pizzy.

Ma pan już na koncie tak wiele książek, w których można odnaleźć rozmaite inspiracje. Na przykład w "Milarepie" odnajdujemy odniesienia do buddyzmu, z kolei w "Ewangelii według Piłata" motywy chrześcijańskie. Ciekawi mnie Pana proces twórczy. Jaką rolę odgrywają w nim inspiracje?

W pisaniu najistotniejsze jest dokonywanie odkryć. Odkrywanie otaczającego nas świata i sposobu myślenia ludzkości. To rodzaj podróżowania. Nie piszę po to, żeby powiedzieć, o czym myślę. Piszę po to, żeby odkrywać to, o czym myślę. Jestem podróżnikiem. Podróżnikiem z piórem. To mój sposób na odkrywanie świata. Każda książka musi być inna, bo każda jest inspirowana czymś innym.

Po studiach zacząłem pisać doktorat na temat książki „Diderot i filozofia uwodzenia”. Diderot był autorem pierwszej encyklopedii na świecie. Fascynowała mnie ta jego chęć odkrywania przed innymi myśli społecznej i filozoficznej.

Ma Pan rację. Odkrywanie jest jak podróżowanie i podróże są ściśle związane z poznawaniem innego sposobu myślenia. Mówi się nawet, że podróże kształcą.

Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy słowo "podróżować". Są ludzie, których podróże polegają na przemieszczaniu się z jednego miejsca na drugie. Oni są ślepi. Podróżować oznacza przede wszystkim zostawić coś za sobą. I nie chodzi tu tylko o kraj, z którego wyjeżdżamy czy przyjaciół, których zostawiamy. Chodzi także o ucieczkę od samego siebie. Jeśli podróżujesz naprawdę, to wszystko, co cię spotyka podczas tej podróży, wywiera na tobie jakiś wpływ. Powiedziałbym nawet, że nie musisz nigdzie wyjeżdżać, żeby doświadczyć takiej podróży. Kiedy czytasz, piszesz, to też to robisz. Podróżowanie to dyspozycja umysłu. Myślę, że to bardzo ważne, żeby od czasu do czasu uciec od samego siebie. Każdy człowiek potrzebuje jakichś wyzwań, powiewu świeżości, po prostu czegoś nowego.

Co Pana inspiruje podczas podróży?

Moi bohaterowie zawsze inspirowani są ludźmi, których spotkałem na swojej drodze. Czasem dzieje się to podświadomie, czasem w pełni świadomie. To po prostu tkwi w moich wspomnieniach, bo wyobraźnia opiera się właśnie na wspomnieniach. Chłonę energię z tego, co mnie otacza.

Czytałam, że zasypia Pan przy pisaniu nowych powieści.

Tak, to prawda. Z początku bardzo mnie to martwiło. Kiedy miałem gotowy zarys postaci, zasypiałem. A potem odkryłem, że to jest właśnie mój sposób tworzenia. Sen jest w końcu przecież ucieczką od życia. Nawet jeśli trwa dziesięć minut. Nie czuję się dobrze, kiedy się budzę. Nie jestem wtedy sobą. Ale właśnie wtedy wiem dokładnie, jaka jest droga do tworzenia.

Jest wielu naukowców, którzy badają proces śnienia.

Dla mnie sen to stan, w którym wychodzimy naprzeciw swoim słabościom. Kiedy śnimy, rekonstruujemy samych siebie, ponieważ w codziennym życiu jesteśmy niszczeni przez zasady, którym podlegamy. I nie tylko przez zasady. Przez nakazy, język... W rzeczywistości w codziennym życiu nie jesteśmy sobą. Jesteśmy częścią systemu. Za to proces kreacji to proces wyjścia naprzeciw samemu sobie.

W codziennym życiu walczymy z ograniczeniami. A Pan w swoich książkach pozwala je pokonywać.

Myślę, że celem książki nie jest bycie pięknym, ale użytecznym. Nie piszę literatury dla literatury. Książki powinny przekazywać nam swego rodzaju mądrości, jakąś filozofię. Książka ma nam pomóc prowadzić lepsze życie, akceptować nasz stan umysłu i odczucia, jakie nami targają na co dzień. Sam ukończyłem studia filozoficzne. Może właśnie dlatego uważam, że jedynym celem literatury jest filozofia. To dobry sposób do tworzenia nowej filozofii, bo czysta filozofia, ta akademicka, jest rozumiana wyłącznie przez adeptów tego kierunku. Literatura ma większą moc, bo książki są dostępne dla każdego. A filozofia jest bardzo przydatna także w życiu. Pozwala nam podejmować działania w określonych sytuacjach, zabijać uprzedzenia i lepiej interpretować świat.

Ale filozofia ma też wielu krytyków. Filozofowie nie cieszą się dobrą opinią, podobnie jak absolwenci innych kierunków humanistycznych. Studenci kierunków ścisłych zachodzą w głowę, pytając: "Co ty będziesz po tym robić?" Tak jakby z filozofii nie było żadnego pożytku, a tak przecież nie jest.

Filozofia daje moc myślenia i bycia świadomym tego, kim jesteśmy. Filozofia dostarcza poczucia wolności. Pozwala zrozumieć świat, społeczeństwo, to co nas otacza. Krytykowanie filozofii jest także tworzeniem filozofii. Prawda jest taka, że nie można uciec od filozofii.

Pisze Pan także wiele o miłości. Ma Pan gotowy przepis na prawdziwą miłość?

Jest tylko jedno słowo "miłość", a ma ona tak wiele twarzy. Językoznawcy powinni naprawić ten błąd. Jest jedno ważne zdanie, które można traktować jako swego rodzaju receptę na miłość, ale nie pochodzi ono ode mnie. Jego autorem jest grecki filozof, Arystoteles. Powiedział on: "Jeśli już mnie nie kochasz, nigdy mnie nie kochałeś". Jeżeli miłość jest prawdziwa, to nie może się zatrzymać. Może zmieniać formy, ewoluować, ale nie może się zatrzymać. Wielu ludzi myśli: "nie mam szczęścia w miłości". Ale to nieprawda. Po prostu nie odnajdują jej wokół, a przecież powinniśmy kochać dzieci, rodzinę, przyjaciół.

To dlaczego popełniamy tyle błędów? Dlaczego ludzie wciąż nie potrafią sobie ufać, angażować się w bliskie relacje, akceptować siebie? Jest w nas tyle strachu.

Nie jest łatwo kochać. Większość z nas myśli, że miłość to szczęście. A miłość to nie tylko czerpanie radości. Jeżeli naprawdę kogoś kochasz, to musisz liczyć się z tym, że czekają cię trudne chwile. Człowiek staje więc przed wyborem między szczęściem, które się zatrzyma, a miłością. A to dwie różne rzeczy.

Mam jeszcze jedno pytanie o krytyków. Jest wielu ludzi, którzy interesują się psychologią, filozofią, rozwojem osobistym. Oni odnajdują w Pana książkach przesłanie dla siebie, ja również. Ale są też tacy, którzy utożsamiają je z kiczem i porównują Pana do Paula Coelho. Jaką ma Pan dla nich odpowiedź?

Nie odpowiadam na krytykę, bo moim zdaniem kłopot polega na tym, że niektórzy mają problem z pisarzami, osiągającymi sukces. To dziwne. Ludzie zastanawiają się, co oni robią, żeby osiągnąć sukces. A prawda jest taka, że to nie sukces jest celem. Sukces jest konsekwencją. Kiedy piszę, nie myślę o tym, w ilu egzemplarzach sprzeda się książka. Piszę dla siebie. Są ludzie, którzy odnajdują w moich powieściach to, czego szukają. To, że krytycy próbują zmienić ich nastawienie, uważam za perwersję.

Można zauważyć, że pisze Pan z pasji. Ale nie wierzę, że nie pragnął Pan nigdy czytelniczego sukcesu.

Powtórzę jeszcze raz: popularność jest konsekwencją, nie celem. Jestem autorem moich książek, nie sukcesu. Nie mam mocy osiągania sukcesu. Autorem mojego sukcesu są czytelnicy. Ci, którzy pragną sukcesu, co dwa lata piszą tę samą książkę, tylko inaczej. Ja nie lubię się powtarzać. Dlatego w jednej z moich powieści są odniesienia do buddyzmu, w innej pojawia się Hitler, a jeszcze inna związana jest z muzyką. Oczywiście, moim francuskim wydawcom zdarza się mówić: "Eric, to ryzykowne, to nie spełni oczekiwań czytelników". Odpowiadam wtedy, że robię to, co chcę. Oczywiście, cieszę się z sukcesu, ale to niczego nie zmienia.

Naprawdę nigdy nie iskrzyła w Pana głowie idea, żeby mieć wielu czytelników?

Oczywiście, każdy pisarz tego pragnie. Ale koncentrowanie się na tym, poszukiwanie sukcesu jest perwersją. Na początku moim celem było napisanie książki. Zrobiłem to i robię do tej pory. Jeśli bierzesz do ręki pióro, myśląc wyłącznie o sukcesie, to nie stworzysz niczego ciekawego, a każda kolejna książka będzie kopią pierwszej. Poza tym tak wypracowany sukces szybko znajdzie swój koniec.

Jakie ma Pan dalsze twórcze plany? Na pewno ma pan już wiele pomysłów.

O tak! Ale odkryłem, że kiedy opowiadam o nienapisanej jeszcze książce, to w efekcie ona nigdy nie powstaje. Dlatego muszę trzymać wszystko w sekrecie. To jedyny sposób na to, bym faktycznie przelał swoje pomysły na papier. Skończyłem niedawno jedną książkę i o niej mogę powiedzieć nieco więcej. Jest to pierwsza powieść, zawierająca wątki autobiograficzne z czasów, kiedy miałem 29 lat, znalazłem się na pustyni i się tam zgubiłem.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto