Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

– Biegnę, marzę i realizuję swe marzenia – Dawid Gajlusz opowiada o swojej pasji

Bartek Michalak
We wrześniu ubiegłego roku oleśniczanin Dawid Gajlusz po raz pierwszy w życiu stanął na starcie królewskiego dystansu. Od spełnienia marzenia dzieliła go długość maratonu, którą pokonał z tłumem 5 tysięcy innych pasjonatów biegania.

– Pierwsza połowa trasy była łatwa na pokonania. Potem było już tylko gorzej. W głowie przeplatał się ból i euforia. Widząc mdlejących biegaczy na trasie wzrastało tętno i niepokój – wspomina pamiętny dzień 13 września zawodnik Szerszenia Oleśnica. Po morderczej i wymagającej nie tylko fizycznie, ale psychicznie walce z kolejnymi kilometrami w końcu dotarł jednak do upragnionej mety.
– Pierwsze doznanie na mecie to szczęście. Chciało mi się płakać. Świadomość, że ból minie, a wrażenie zostaną do końca życia jest bezcenna – mówi nam Dawid. Droga do celu liczyła sobie jednak nie tylko 42,195 km, lecz setki kilometrów, które przez dziewiętnaście miesięcy wyrzeczeń pokonywał na treningach. Zaczynając niemal od zera.

Motywacją syn i żona
W dzieciństwie sport był mocną stroną Dawida. – Trenowałem w Pogoni Oleśnica. Dostałem nawet powołanie do kadry Dolnego Śląska, co w tamtym czasach dla takiego dzieciaka było nie lada wyróżnieniem. W bieganiu też szło mi całkiem nieźle. Chętnie reprezentowałem szkołę na zawodach, uzyskując niezłe wyniki. Niestety, przyszedł okres dorastania, niezbyt mądre decyzje i niestety moja droga ze sportem się rozeszła – opowiada sportowiec, który na długi okres wziął rozbrat z aktywnością fizyczną.

Po latach odbiło się to mocno na jego gabarytach. – Mając 178 cm i ważąc 95 kg wyglądałem delikatnie mówiąc nieproporcjonalnie. Brzuch miałem takich rozmiarów, że śmiało mogłem położyć puszkę z piwem. Niektórzy jawnie zaczęli się śmiać z mojego wyhodowanego „śmietnika” – słyszymy od naszego rozmówcy.
Impulsem do zmiany swojego życia okazała się rola ojca i męża. – Noszenie przez dłuższą chwilę syna na rękach sprawiało mi kłopot. Dotarło do mnie, że on patrzy i uczy się od pierwszego dnia, gdy przyszedł na świat i że lada dzień żona przestanie na mnie patrzeć, a jestem głową rodziny i muszę dawać przykład. Gdy powiedziałem o swoich planach, Justyna, moja żona jak zwykle chciała być miła i powiedziała, że kocha mnie takiego, jakim jestem. Ja jednak postanowiłem zmienić słowa w czyn – wspomina Dawid.

Do zakochania jeden (biegowy) krok
Jak przyznaje, pierwszym uczuciem po wyjściu na trening był... wstyd. – Rozglądałem się czy nikt nie patrzy i ruszyłem tam, gdzie nikt nie będzie widział jak biegnę – słyszymy. W debiucie pokonał całe 1200 metrów.
– Czułem się jak aktor ze „Słonecznego Patrolu”. Chciałem szybko dotrzeć do domu i pochwalić się żonie, ale kondycja pozwoliła jedynie na marsz – opowiada o pierwszych biegowych krokach. Z treningu na trening dystans był coraz dłuższy. W międzyczasie rzucił też palenie i zaczął się zdrowiej odżywiać. Bieganie wciągnęło go na dobre, a wymówką przestały być zła pogoda czy zmęczenie. Aby nie zaniedbywać czasu z rodziną postanowił trenować rano, jeszcze przed pracą. – Wracając popołudniu z pracy myślami byłem na treningu, a żona coraz częściej kręciła nosem, kiedy zakładałem buty do biegania. Czuła, że ją kocham, ale wiedziała, że pokochałem też bieganie. Kompromisem okazały się treningi o świcie. Z czasem pobudka o czwartej nad ranem stała się już tak naturalna jak poranna toaleta, a moja rodzina stała się szczęśliwsza – mówi oleśnicki biegacz.

Apetyt rośnie
W czerwcu 2014 roku Dawid wystartował w swoim pierwszym biegu. Na 10 km w Oławie. – Czułem się gorzej od innych. Poubierani byli w profesjonale stroje i drogie buty. Ja w butach kupionych w markecie na promocji za 50 zł i bawełnianej koszulce na ramiączkach – opowiada. Celem było złamanie 50 minut. Udało się. – Uczucie to pamiętam do dziś. Od tego momentu moim marzeniem stało się przebiegnięcie maratonu. Pomyślałem, skoro przekroczyłem tyle własnych granic, to mogę również granicę 42,195 km – dodaje. Niewiele ponad rok później dopiął swego. A rok od zostania maratończykiem mierzy jeszcze dalej.
– Przygotowuję się do Garmin Ultra Race. Jest to kolejna poprzeczka, którą sobie postawiłem przebiegając w ubiegłym roku maraton we Wrocławiu. To bieg na dystansie 53 km w pięknej scenerii Gór Stołowych. A moim największym marzeniem jest przebiegnięcie najbardziej prestiżowego biegu ultra jakim jest Ultra Trail du Mont Blanc. Do tego wyzwania brakuje mi jeszcze bardzo wiele, ale nie jest powiedziane natomiast, że tego nie zrobię. W końcu biegnę po marzenia – zapowiada z uśmiechem.

Biegiem po marzenia
To nazwa bloga, który prowadzi Dawid Gajlusz. Dzieli się na nim własnymi doświadczeniami i dokumentuje starty, swoje, klubowych kolegów i nie tylko. – Zaczęło się od tego, że chciałem przekazać ludziom, co można poczuć dzięki bieganiu. Ile pozytywnego może wnieść w życie. Ten sport zmienił mnie i moje życie. Chce przekazać innym ludziom, że niemożliwe staje się możliwe, a każdy cel można osiągnąć, nawet jeśli kosztuje dużo wyrzeczeń, cierpliwości i wysiłku – podkreśla.
Skąd pomysł na tytuł internetowego dziennika?
– Odkąd wyszedłem po raz pierwszy pobiegać, przekraczam swoje granice wytrzymałości. Z każdym treningiem marzyłem, aby pokonać większy dystans. Marzyłem o przebiegnięciu 3, 5, potem 10 km. Marzyłem, aby przebiec półmaraton i marzyłem, aby ukończyć maraton. Biegnę, marzę i realizuję swe marzenia, dlatego właśnie „Biegiem po marzenia” – puentuje Dawid.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto