Dziewiętnastoletnia mieszkanka Dobroszyc na długo zapamięta trzy dni stażu, który odbyła w Szkole Podstawowej w Dobroszycach. Z jej relacji wynika, że była upokarzana, a obowiązki jakie kazano jej realizować nie miały nic wspólnego z tym, co wynikało z umowy, którą podpisała. Z pisma, które pani Magdalena przekazała do urzędu pracy i na ręce dyrektora szkoły, jest nawet mowa o mobbigu. Miał go stosować jeden z pracowników szkoły.
Kto tu rządzi?
- Zgodnie z umową moja praca miała polegać m.in. na odbieraniu i zaprowadzaniu dzieci do autobusu, utrzymywaniu porządku przy dzieciach, pomocy nauczycielowi - wylicza stażystka. - Niestety, nie było mi dane wykonywać tych obowiązków ponieważ kiedy byłam w klasie pan C. (chodzi o kierownika gospodarczego szkoły, red.) wchodził i w obecności dzieci i nauczyciela wypraszał mnie na korytarz i krzyczał: „masz tutaj klucze do kanciapy, tam masz wszystkie rzeczy do sprzątania, mop, wiadro, posprzątasz kible i korytarz” - relacjonuje dziewczyna, która twierdzi też, że pracownik dobroszyckiej podstawówki miał do niej mówić, że „on tutaj rządzi i mam robić co mi każe”. Opowiada o rzekomym zastraszeniu nauczycieli, którzy w drugim dniu stażu nie chcieli już, by dziewczyna pomagała im podczas zajęć.
Staż młodej dobroszyczanki trwał trzy dni. W tym czasie u dyrektora szkoły próbował interweniować brat Magdy. - Usłyszałem, że pan Waluk sprawę wyjaśni. To było po tym, jak siostra wróciła do domu - opowiada mężczyzna. - Sprawa tak została wyjaśniona, że na drugi dzień Magda spędziła osiem godzin na korytarzu, będąc obiektem drwin konserwatora.
Zmarnowana szansa
Dyrektor szkoły oceną swojej byłej podopiecznej jest oburzony.
- Nie wiem, jak wyobrażała sobie swoją współpracę z nami pani Magda, ale zapewniam, że przez te kilka dni, gdy była u nas, żadnych naruszeń nie było, a obowiązki, które wykonywała były zgodne z umową - mówi Leszek Waluk. I przypomina, że stanowisko, które objęła stażystka to woźna oddziałowa z opieką nad dzieckiem. - Nie oznacza to sprzątaczki, bo panie sprzątające mamy w szkole na etacie - mówi. - Ale nie oznacza też pracownika edukacyjnego, który osiem godzin pracy spędza w klasie razem z dziećmi i jest nauczycielem. Potrzebowałem osoby, która pomogłaby w opiece nad najmłodszymi dziećmi. Chodzi o dbanie o porządek, gdy rozleje się mleko, gdy dziecko wyrzuci papierek. Dyrektor uważa, że po pierwszej rozmowie ze stażystką wszystko sobie z nią wyjaśnił. - W jaki sposób kierownik gospodarczy miałby zastraszać nauczycieli? To bzdura - mówi. Czy słowa o „mopie i kiblu” padły w stosunku do świeżo zatrudnionej stażystki? - Mogły i tu przyznaję, że pan C. mógł się ugryźć w język, ale nie wykluczam tego, że mój pracownik powiedział tak, bo znał wcześniej Magdę i że ona też nie przebierała w słowach w rozmowie z nim. A co do umów z nauczycielami, których rzekomo wójt miał nie przedłużać. Przepraszam, ale ja ich zatrudniam, a nie pan wójt. Dyrektor jest rozżalony. - Chciałem pomóc, a wyszło jak zwykle - mówi. - Uważam to za niesprawiedliwe, by opinia jednej osoby mogła zburzyć wizerunek szkoły. Równie krytycznie swoją opowieść kończy Magda. - Myślałam, że staż pozwoli mi nabyć doświadczenie w pracy, da przyuczenie do zawodu, niestety, nie wiedziałam, że zgotuje mi piekło - podsumowuje.
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?