Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Włodek Matosz: O krok od olimpiady

Katarzyna Kijakowska
fot. Grzegorz Kijakowski, archiwum prywatne
Od 43 lat jest związany z WKS Oleśniczanką. Jako zawodnik tego klubu przez lata zdobywał medale na mistrzostwach Polski

- Gdyby nie wojsko i fakt, że na mojej drodze stanął Wiesław Kiryk, pewnie nigdy nie zaistniałbym w sporcie - mówi otwarcie Włodzimierz Matosz, od lat związany z Wojskowym Klubem Sportowym Oleśniczanka, a wcześniej utytułowany lekkoatleta i mistrz Polski w biegach na 800 i 1500 metrów. Jak w oleśnickim klubie znalazł się chłopak ze wsi Lipa na Podkarpaciu?
Z Lipy do Oleśnicy
Z czasów szkolnych pan Włodek pamięta tylko jedne zawody. To Mistrzostwa Szkół Zawodowych w Stalowej Woli. - Dystans 100 metrów pokonałem w 11,6 sekundy, mój czas na 400 metrów to 57 sekund, a rezultat w skoku w dal to 5,7 metra - wspomina tamten sportowy występ Matosz, nie zapominając też nazwiska trenera, który zwrócił na niego uwagę.

- Nazywał się Stanisław Anioł i chyba dostrzegł we mnie jakiś talent, bo gdy dowiedział się, że mam bilet do wojska w Oleśnicy od razu powiedział o klubie, który już wtedy prężnie działał w jednostce - opowiada. Lekkoatletyczny talent Matosza wojsko dostrzegło podczas...biegu kompanijnego na lotnisku. - Na mecie czekali na nas Wiesław Kiryk i Stanisław Śmitkowski, którzy wyłuskiwali najlepszych. Pamiętam, że zwycięzca z każdej kompanii dostawał w nagrodę przepustkę na 48 godzin - uśmiecha się pan Włodek, który właśnie wtedy został wypatrzony przez legendarnego trenera Oleśniczanki. - Zaczęto wysyłać mnie na zawody - mówi. - Już wtedy w klubie byli tacy ludzie jak Zdzisiu Hildebrandt, Heniu Nogala, czy Heniu Paskal. Razem z nimi przygotowywałem się do startów m.in. w Mistrzostwach Wojsk Lotniczych. Brałem udział w zawodach organizowanych w Toruniu, Grudziądzu, Biedrusku. Niemal z każdych przywoziłem jakiś medal i pewnie dlatego Wiesław Kiryk, który był wtedy trenerem kadry narodowej - zabrał mnie na Mistrzostwa Polski Seniorów. Byłem w czołówce. Pamiętam, że w nagrodę dostałem buty Adidasa i wyjazd na obóz kadry do Spały. To był dla mnie nie lada wyczyn. Miałem zaledwie 21 lat, a na zgrupowaniu były takie sławy jak Zbigniew Gęsicki, Bronisław Malinowski, Tadeusz Ślusarski, Władysław Komar czy Irena Szewińska.

Pan Włodek wspomina też swój start podczas mittingu zorganizowanego na otwarcie stadionu w Spale, zawody w Londynie, gdzie na dystansie 800 metrów zajął trzecie miejsce, czy też udział w meczach międzypaństwowych z Francją, Grecją i NRD. Wylicza zdobyte medale: złota przywiezione z Łodzi i Bydgoszczy, z Mistrzostw Polski na Hali w ‘78 roku czy z Zabrza w ’81 roku.

O krok od olimpiady
Sukcesy odnoszone na imprezach w kraju i za granicą zbliżyły go do udziału w olimpiadzie. - Wyjazd do Moskwy miałem w zasięgu ręki - opowiada. - W eliminacjach biegliśmy na 1500 metrów. Ja pokonałem ten dystans w czasie 3,39,14. Byłem pewien, że pojadę, ale start powtórzono. I musiałem obejść się smakiem, choć żal pozostał. To mogła być przygoda życia.

Po zakończeniu czynnej służby pan Włodek dostał propozycję pozostania w wojsku. Najpierw jako cywilny pracownik klubu, potem jako żołnierz zawodowy. - Tutaj skończyłem technikum, za namową Wiesława Kiryka poszedłem na Akademię Wychowania Fizycznego do Poznania - opowiada. - Przez cały czas trenowałem, a to skutkowało wyjazdami na kolejne Mistrzostwa Polski, nawet na Spartakiadę Armii Zaprzyjaźnionych na Kubę, skąd wrócił z brązowym medalem. - Do dziś pamiętam jak ciarki przechodziły nam po plecach, gdy na stadionie pojawił się Fidel Castro, a na jego widok 60 tys. żołnierskich gardeł krzyknęło powitanie - opowiada oleśniczanin, który karierę zawodnika zakończył w 1985 roku.

- Potem zostałem asystentem trenera Kiryka. Pamiętam, jak wsiadaliśmy do naszej nyski i ruszaliśmy szukać kolejnych utalentowanych biegaczy - mówi.
Właśnie z takich wyjazdów przywieziono do Oleśnicy Bogusława Mamińskiego, Bogusława Psujka, Tomka Kozłowskiego. Ich, ale też Mariusza Ługowskiego (mistrza Polski na 1500 m), Arka Sowę, który pojechał na olimpiadę, czy Henryka Szostę, Włodzimierz Matosz wspomina z sentymentem. Ale największy szacunek ma do swojego pierwszego trenera.
- To człowiek, który dał mi szansę na inne życie niż to, które czekało na mnie w hucie, do której zapewne trafiłbym po wojsku - mówi o Wiesławie Kiryku. - Był świetnym organizatorem i motywatorem. Nigdy wcześniej nie widziałem się w sporcie, a on mnie w nim zobaczył. I za to jestem mu wdzięczny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto