Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Brali ich za jednego kelnera

Karolina Jurek
Pan Adam (z lewej) i pan Alfred z sentymentem wspominają lata pracy
Pan Adam (z lewej) i pan Alfred z sentymentem wspominają lata pracy Karolina Jurek
Bracia bliźniacy dzisiaj mają po 60 lat. Jako młodzi mężczyźni pracowali w dawnej restauracji Pod Kasztanami. Byli cenionymi, przystojnymi i pracowitymi kelnerami

Restauracja Pod Kasztanami była ich całym życiem. Do dzisiaj wspominają otrzymywane napiwki, miłą atmosferę w pracy i ludzi, którzy każdego dnia zaglądali Pod Kasztany. Bracia Wierzchołkowie pracowali w niej jako kelnerzy przez wiele lat. Dzisiaj opowiadają nam o pracy, która stała się dla nich pasją.

Spełnione marzenie

Adam i Alfred wychowali się na Spalicach. Codziennie przechodzili obok restauracji, w miejscu której stoi dzisiaj supermarket Kaufland. Czasami nawet wchodzili do niej, żeby napić się oranżady, a czasami tylko stali przed witryną i obserwowali jak pracują... kelnerzy.
- Ich praca bardzo nam się podobała - mówią zgodnie bracia, których wielkim marzeniem było móc podawać gościom do stołu. Obaj uczyli się w oleśnickiej zawodówce. Pan Alfred jest z wykształcenia formiarzem odlewnikiem, a pan Adam krawcem.
- Od razu po szkole trafiłem do wojska, gdzie zauroczony pracą kelnera poszedłem na specjalistyczny kurs - opowiada Adam Wierzchołek, który pierwsze kroki z tacą stawiał we wrocławskim kasynie oficerskim OKO. Wydawano tam ponad tysiąc obiadów dziennie. - Wspaniale się tam pracowało, wiele się też nauczyłem od starszych kolegów pracujących w kelnerskim fachu - opowiada i wspomina, że po dwuletnim pobycie w wojsku wrócił do Oleśnicy i sześć lat przepracował w oleśnickiej Modzie Dolnośląskiej na dawnej ul. Zawadzkiego. - Szyłem garnitury i płaszcze, ale w głębi duszy myślałem o kelnerstwie - wspomina.
W tym samym czasie pan Alfred miał już możliwość spełniania się w upragnionym zawodzie. - Miałem dwadzieścia lat i wielki zapał do pracy, a na miejsce w restauracji czekałem z utęsknieniem kilka ładnych tygodni- zaczyna opowieść drugi z braci. Pierwszy dzień pracy pan Alfred pamięta doskonale.
- Przyszedłem na drugą zmianę, na godz. 14. Bufetową była wtedy Zosia Zawierta, która miała mnie trochę podszkolić - wspomina. - W domu uczyłem się już nosić talerze i tace, więc ona musiała mnie tylko poinstruować jak zapisywać zamówienia i jak je rozliczać - wyjaśnia. Było ciężko? - Nie. Do czasu, gdy nie zrobił się wielki ruch - mówi z uśmiechem pan Alfred. Po kilku miesiącach dołączył do niego brat Adam. - I byliśmy w komplecie - uśmiechają się mężczyźni. Obu panów zatrudniał ówczesny kierownik restauracji Bogdan Sapa.

To były inne czasy
Kiedy nasi rozmówcy trafili Pod Kasztany była tam jedna sala, a na niej w sumie dwanaście stolików. - Był to wtedy jeszcze lokal czwartej kategorii czyli jeden ze słabszych - wspominają mężczyźni i mówią, że mimo tego w restauracji panowała kultura. - Owszem, nie brakowało takich, którzy za dużo wypili i wszczynali awantury, ale nigdy nie było nieprzyjemnie - podkreślają.
Na początku lat 80. kelnerzy pracowali w białych fartuchach, a strój na bardziej elegancki zmienił się dopiero wtedy, gdy restauracja przekształciła się w kategorię drugą. - Wtedy chodziliśmy ubrani w ciemnobrązowych lub śliwkowych garniturach, mieliśmy białe koszule i krawaty, a na rękach przewieszone ręczniki - mówią Wierzchołkowie, którzy ciepło wspominają m.in. panie kucharki. - Danusia Michalska gotowała w naszej restauracji prosto z serca - mówią. - Kiedy słabo paliło się w piecu, ona potrafiła spalić swoje nowe kozaki, żeby ugotować na czas dla sportowców, którzy mieli nadjechać na obiad - opowiadają mężczyźni. - Pamiętamy też Marysię Górnicką przedwojenną kucharkę, która kiedyś w mieście prowadziła jeszcze inną restaurację. - Obie gotowały świetnie i były dobrymi ludźmi - opowiadają mężczyźni, którzy wspominają także panią Stanisławę, która Pod Kasztany przyszła jako praktykantka, a później została zastępcą szefowej kuchni i... żoną pana Alfreda. Małżeństwem są zresztą do dziś.

Tłumy po 18.

Największy ruch panował Pod Kasztanami w weekendy i w porze obiadowej. Od godziny 13 do 17 nie było chwili wolnego, bo ciągle przy stolikach siadał ktoś nowy.
- Potrzebna była dobra pamięć, spryt, refleks oraz sprawne nogi i ręce - wyliczają mężczyźni. - Musieliśmy też bacznie obserwować klientów. Drzwi od tarasu były zazwyczaj otwarte, trzeba więc było pilnować, żeby nie uciekli przed zapłatą, bo takie pomysły mieli niektórzy klienci - opowiadają bracia i dodają, że wiele razy dokładali ze swoich pieniędzy, płacąc za nieuczciwych gości. - Pamiętam też, jak po pierwszym dniu pracy bufetowa Zosia zapytała mnie ile mam superaty, a ja nie wiedziałem, o co chodzi - wspomina z uśmiechem pan Alfred. - Ona szybko powiedziała mi, że to nic innego jak napiwki, które powinienem oddać do kasy. Później byłem już dużo sprytniejszy. Bracia-kelnerzy opowiadają, że w tamtych latach przez restaurację przewijało się mnóstwo osób. - Przychodzili zwykli mieszkańcy, prywaciarze i tzw. badylarze czyli handlarze, którzy z całej Polski jechali na targi - mówią mężczyźni i dodają, że ich klientami byli także kolejarze z oleśnickiego ZNTK. - Kiedy był 18. dzień miesiąca, czyli po ich wypłacie wiedzieliśmy już, że będzie więcej osób niż zwykle.

To nie ja brałem zamówienie

I teraz, i w latach młodości panowie Adam i Alfred byli do siebie bardzo podobni. A to powodowało wiele zabawnych sytuacji, także na sali.
- Było wiele śmiechu, bo nie każdy wiedział, że jest nas dwóch - mówią panowie. - W młodości byliśmy identyczni, nasza mama z ledwością nas poznawała. Często goście dziwili się, że tak szybko potrafimy obsługiwać salę biorąc nas za jedną osobę. A nieraz nawet obrażali się, że robimy z nich głupich mówiąc: „to nie ja brałem zamówienie”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto